Zapraszam na 2 rozdział "Przeznaczenia". W kolejnym rozdziale rozjaśni się trochę sytuacja z tatuażami. I jeszcze jedna rzecz, ale to już niespodzianka. Zapraszam i życzę miłej lektury. - Kio
Rozdział 2
Mijał dzień za dniem, a Ace wciąż nie chciał nawet porozmawiać z Luffy’m. Za każdym razem gdy tylko go widział uciekał do lasu, jednak on nie poddawał się i za każdym razem biegł za nim. Niestety jednak lasy te nie były do końca bezpieczne, można było spotkać tam różne ogromne stwory czy też naturalne zagrożenia. Ace również nie pomagał, ponieważ zawsze biegł najcięższymi drogami, ucinał liany czy też liny mostów, wszystko po to, by Luffy go nie dogonił. Młodszy chłopak często goniąc za nim gubił się w lesie, wpadał do dziur czy też różnego rodzaju pułapek, wtedy też nie wracał do chatki Dadan nawet przez kilka dni. Zmartwiona opiekunka pytała wtedy Ace’a gdzie jest Luffy, dodając, że przecież poszedł razem z nim. Chłopak zbywał ją wtedy zirytowanym prychnięciem. Nigdy jednak nie zastanawiał się, dlaczego Luffy go nie wydał, przecież dobrze wiedział, że to Ace jest powodem większości jego wypadków.
***
Odkąd
Luffy wprowadził się do Dadan minęło już kilka miesięcy, a jeszcze ani razu nie
przestał gonić swojego brata. Nie obchodziło go, jak duże są jego obrażenia,
miał gdzieś szalejące za oknem burze, on po prostu chciał zaprzyjaźnić się z
Ace’m. Mijało coraz więcej czasu, lecz Ace nie zauważył tego, że z każdym dniem
Luffy jest coraz bliżej dogonienia go. Pewnego dnia zgubił chłopca, ale
postanowił iść dalej, wtedy właśnie przechodząc obok wysokiego drzewa usłyszał
dwa przyciszone głosy. Zaskoczony popatrzył w górę, gdzie zauważył Ace’a obok
blondyna w wieku podobnym do jego brata, obaj mieli w rękach po worku i kawałku
metalowej rury.
– Ace,
jesteś niesamowity, udało ci się ukraść strasznie dużo kasy – powiedział
blondyn uśmiechając się lekko
– To
oczywiste, w końcu jestem od ciebie starszy – odpowiedział arogancko. Tym razem
jednak w jego głosie nie było słychać tej charakterystycznej dla niego ironii –
Już niedługo uda nam się zebrać wystarczająco pieniędzy na nasz piracki statek
– dopowiedział po chwili zamyślenia, a Luffy nadstawił uszu i uśmiechnął się z
radością. Więc Ace też chce zostać piratem, zupełnie tak, jak ja od czasu poznania
Shanksa, pomyślał, a rozmowa nad jego głową dalej trwała
–
Zaraz… Ace, kogo ty okradłeś? Przecież ludzie tutaj nie mają przy sobie tylu
pieniędzy – zapytał blondyn, jednak ze strony Ace’a odpowiedziała mu tylko
cisza – niech zgadnę, okradłeś tę bandę, którą obiecałeś nie okradać. Oni
są niebezpieczni, jeśli zaatakuje nas ich szef, nie będziemy mieli żadnych
szans – powiedział zdenerwowany zatrzaskując małą klapę, spod której było widać
tylko złote pobłyski.
– Może –
odpowiedział Ace, a Sabo widocznie zbladł, już miał coś odpowiedzieć, jednak z
dołu usłyszał nieznany głos. Mina Ace’a zmieniła się na bardziej wkurzoną
– Ace!
Dogoniłem cię, słyszałem, że chcesz zostać piratem… Ja też chcę! Kim jest twój
kolega? – krzyknął podekscytowany Luffy. W oczach ,,dogonionego” było widać
chęć mordu…
– Luffy…
Widziałeś to?
Blondyn
zdziwiony popatrzył na Ace’a i spytał:
– Znasz
go? Co z nim zrobimy? Wygląda na to, że widział… – po chwili usłyszał odpowiedź
Ace’a
–
Niestety znam, to mój przybrany brat i powód utrapień. Jak na razie proponuję
go związać – starsi chłopcy odwrócili się w stronę Monkeya, jednak ten zupełnie
nie zrozumiał o co im chodzi, nawet nie zauważył, kiedy został przywiązany do
drzewa
– No
więc Ace, co z nim zrobimy? Jeśli nas wyda, cała nasza praca pójdzie na marne –
stwierdził – ten dzieciak zupełnie nie potrafi kłamać…
– Myślę… że… musimy go zabić –
odpowiedział, nie zauważył jednak drżącego głosu. Luffy zwrócił swoje oczy
najpierw w stronę Sabo, a następnie Ace’a. Widział, że oni nie żartują. Był
smutny, ponieważ zrozumiał, że Ace nigdy go nie zaakceptuje. Jego oczy zaszły
łzami, próbował nie płakać, niestety nie udało mu się, a jego krzyk rozpaczy
słychać było wszędzie wokół. Ace popatrzył na niego z pogardą i już miał go
uderzyć, lecz nagle cała trójka usłyszała kroki. Nie należały one do dziecka, a
do dorosłego, w dodatku zdecydowanie nie jednego. Sabo i Ace uciekli w
najbliższe krzaki, zapomnieli jednak o Luffym, którego zostawili.
***
Na polanę wyszło kilku dorosłych
mężczyzn. Jak zauważyli Ace i Sabo, należeli oni do złodziejskiej bandy, którą
okradł wcześniej brunet. Ich pełen złości wzrok padł na miotającego się
Luffy’ego. Przywódca bandy podszedł do niego i głosem pełnym jadu powiedział:
– No no, dzieciaku, widzę, że
dorwały cię pewne małe szkodniki… Pewnie jesteś tu dlatego, że wiesz, gdzie się
ukrywają razem ze swoim skarbem… Teraz powiedz nam gdzie jest to czego chcemy,
a może puścimy cię wolno…
Chłopcy popatrzyli na siebie
przerażeni. Byli przekonani, że Luffy ich wyda. Mylili się.
– Nie wiem – powiedział chłopiec,
jednak od razu było widać, że kłamie. Mężczyzna uderzył go z całej siły w
twarz, po której zaczęła spływać krew
– Mnie nie oszukasz, a teraz mów!
– krzyknął zdenerwowany na Luffy’ego, lecz on tylko zamyka oczy i zaprzecza
ruchem głowy. Słychać odgłos kolejnego uderzenia – Zabierzcie go do szefa, już
on się nim ,,zaopiekuje” – powiedział bandyta, po czym ruszył w drogę powrotną.
Ace i Sabo spoglądają na siebie, ten drugi odczuwa również pewną dozę podziwu
– Ace, wstawaj, musimy
przenieść złoto w bezpieczne miejsce
– Masz rację, nie wierzę, że
Luffy będzie w stanie długo utrzymać język za zębami – odpowiedział brunet
Chłopcy przenieśli swój skarb w
bezpieczne miejsce, po czym wrócili na polanę, ponownie ukryli się i czekali.
Ranek zmienił się w południe, a następnie w noc. Bandyci wciąż nie przyszli, a
chłopcy zrozumieli, że Luffy ich nie wydał. Zastanawiali się, co zrobić z tym
faktem.
***
W ciasnym pomieszczeniu roznosił
się echem głos uderzenia, po którym nastąpiło kolejne. Oraz słaby już krzyk
dziecka, przepełniony bólem i strachem. Dźwięk urwał się, gdy usta chłopca
zostały zakryte, wtedy było słychać już tylko odgłos kapiącej krwi. Ciszę
przerwał niski, zirytowany głos.
– Odpowiesz wreszcie, gdzie się
ukrywają twoi ,,przyjaciele”, czy kontynuujemy tę zabawę? – nie uzyskał jednak
odpowiedzi. Tym razem w pomieszczeniu rozległ się syk mężczyzny. Chwycił się za
rękę. Dziecko które pobił ugryzło go – Teraz cię zostawię, lepiej dobrze
przemyśl odpowiedź, ponieważ póki nie uzyskam informacji, nie wypuszczę cię.
Jesteś tylko dzieckiem, nie wytrzymasz takiego traktowania zbyt długo –
powiedział, tym razem już spokojnie, i wyszedł z pomieszczenia.
Wykończony chłopiec zasnął. Śniły
mu się koszmary. Z jego spierzchniętych ust co jakiś czas wydobywały się ciche słowa. Ace... to boli... nie zostawiaj mnie... nie nienawidź mnie... braciszku... kocham cię, nieważne czy ty kochasz mnie...
~Kio
***
Czemu tych bandytów ciągle nie ma, przecież Luffy musiał się im wygadać. Był przecież słabą beksą, nie mógł utrzymać ich sekretu w tajemnicy. Po tym wszystkim, po tym jak się w stosunku do niego zachowywałem, na pewno by tego nie zrobił... a może? To tylko dzieciak, tamci ludzie raczej nie zrobili mu krzywdy... Ale co, jeśli jednak się mylę? pomyślał Ace. Na pierwszy rzut oka widać było po nim, że się martwi. Jedyną osobą mogącą cokolwiek zrobić Luffiemu jestem ja. Zawsze uważam, żeby go nie zranić za bardzo, ale wystarczająco by się odczepił. Tym razem było widać jego gniew, a Sabo stojący obok zaczął się martwić. Luffy jest mój oni, nie mają prawa go tknąć... zaraz... że co? Niby od kiedy martwię się o tego smarka?
– Wiesz co Ace, ten Luffy nas nie wydał, chodźmy mu w zamian za to pomóc– powiedział do niego Sabo, wiedział, że w ten sposób Ace będzie mógł pomóc Luffy'emu, o którego wyraźnie się martwił i przy okazji nadal udawać, że dzieciak go nie obchodzi i to była tylko przysługa
– Masz racje Sabo, ruszajmy – odpowiedział i wręcz pobiegł w stronę, którą obrali bandyci. W pewnym momencie Ace nagle chwycił się za plecy. Nie wiedzieć czemu poczuł tam nagle bardzo silny ból. Zignorował go jednak, w tej sytuacji ważniejszy był Luffy. Sabo biegnąc za nim zauważył gwałtowny ruch, a gdy Ace odsuwał rękę udało mu się dostrzec coś, co wyglądało jak tauaż. Teraz jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać, musieli przecież uratować ich braciszka. Sabo był spostrzegawczy, więc od razu zauważył że Ace'owi tak naprawdę zależy na młodszym chłopaku.
– Wiesz co Ace, ten Luffy nas nie wydał, chodźmy mu w zamian za to pomóc– powiedział do niego Sabo, wiedział, że w ten sposób Ace będzie mógł pomóc Luffy'emu, o którego wyraźnie się martwił i przy okazji nadal udawać, że dzieciak go nie obchodzi i to była tylko przysługa
– Masz racje Sabo, ruszajmy – odpowiedział i wręcz pobiegł w stronę, którą obrali bandyci. W pewnym momencie Ace nagle chwycił się za plecy. Nie wiedzieć czemu poczuł tam nagle bardzo silny ból. Zignorował go jednak, w tej sytuacji ważniejszy był Luffy. Sabo biegnąc za nim zauważył gwałtowny ruch, a gdy Ace odsuwał rękę udało mu się dostrzec coś, co wyglądało jak tauaż. Teraz jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać, musieli przecież uratować ich braciszka. Sabo był spostrzegawczy, więc od razu zauważył że Ace'owi tak naprawdę zależy na młodszym chłopaku.
~Kio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz