Tutaj Kio. To ma być rozdział przedstawiający 1 odc. Sherlocka
odgrywający się w mózgu yaoistki z perspektywy bohaterów. Mam nadzieję, że się
spodoba. Co prawda miał on być jednym z tych do ,,rzygania tęczom", ale znów mi
coś nie wyszło :-( . W każdym razie życzę miłego czytania. - Kio
Sherlock
Jestem znudzony... Cholernie znudzony... Tyle spraw wokół
mnie, a ja wciąż się nudzę. Potrzebuję rozrywki i... współlokatora. Niby
Mycroft mógłby opłacić za mnie czynsz, ale naprawdę nie mam ochoty mieć długu
wdzięczności u "kochanego" braciszka. Spotkałem dzisiaj jakiegoś
gościa (dane nieistotne, zostały skasowane), rozmawiałem z nim chwilę na temat
współlokatora dla mnie i po jego minie wydedukowałem, że ma kogoś kto może
mógłby znieść towarzystwo moje i mojego przyjaciela, dla niewtajemniczonych
jest to czaszka z którą lubię czasem prowadzić monologi. Teraz tylko czekać aż
przyprowadzi jakiegoś zgorzkniałego żołnierzyka, który zwieje ode mnie po jakiś
5 minutach rozmowy, bo to właśnie tyle zajmuje ludziom zorientowanie się, że
nie jestem do końca... Jak oni to mówią? A tak - "normalny". Na razie
skupiam się na nowym "przyjacielu" w kostnicy, jest nim ciało
jakiegoś mężczyzny. Zawsze warto uczyć się objawów różnych sposobów śmierci gdy
się ma taki zawód jak ja. Jestem jedynym na świecie detektywem-konsultantem,
ale więcej na temat mojego "zawodu" trochę później, na razie wróćmy
do teraźniejszości. Ta dziewczyna. Ta pracująca w kostnicy. Interesuje się mną.
Nie wiem dlaczego, szczerze mówiąc nawet tego
nie rozumiem, tu mówię o tym co inni nazywają emocjami, nie rozumiem
tego tak jak oni, nie jestem taki jak oni. Kończę zabawę z truposzkiem i
wchodzę na górę. Zasiadam do mikroskopu, lecz nagle ktoś mi przeszkadza. Jest
to ten facet od rozmowy o współlokatorze. Jestem zaskoczony, nie spodziewałem
się wizyty tak szybko. No cóż, czas odczytać tego całego współlokatora. Wiem,
że nie wytrzyma ze mną długo, w końcu jestem jaki jestem, a ja lubię nazywać
siebie socjopatą. Dowiaduję się, że nazywa się John Watson (gratulacje
żołnierzyku, znam twoje imię a nie jesteś jeszcze martwy). Przeprowadzam z nim
rozmowę - informuję o dziwactwach których może się spodziewać z mojej strony,
czyli np. granie na skrzypcach o 3 w nocy. Pokazuję inteligencje, odkrywam jego
sekrety, nawet te najbardziej wstydliwe takie jak brat alkoholik, a on dalej
nie zwiał. To interesujące, ten mężczyzna John jest interesujący, chcę go
lepiej poznać, zrozumieć co nim kierowało gdy po mojej wnikliwej i szorstkiej
dedukcji powiedział tylko, że to niesamowite. To miłe uczucie gdy nie każda
istota na świecie cię nienawidzi. Podałem mu adres mieszkania które chcę
wynająć i przedstawiam mu się, po czym wychodzę z pomieszczenia. Sam jestem
zaskoczony tym co zrobiłem, ale wygląda na to, że nareszcie nie będzie nudno.
Ludzie nazywają to chyba "impulsywnością", tą nagle podjętą
decyzję... Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
***
Jestem zaskoczony gdy następnego dnia pojawia się na
miejscu. Jest naprawdę interesujący - nie zadaje aż tak głupich pytań jak
zwykli ludzie, ale ogromną inteligencją też nie grzeszy. No ale cóż, nie można
mieć wszystkiego, a z resztą ważne że nie zwiał, szczególnie po krótkiej
wymianie zdań gdy zwiedzał mieszkanie i po poznaniu pani Hudson:
- Czaszka? - pyta podnosząc przedmiot z półki
- To mój przyjaciel. - odpowiadam patrząc z zaciekawieniem
na jego reakcję
- To znaczy... - och. Chcę się dowiedzieć więcej, robi się
coraz ciekawiej
Nagle przerywa nam pani Hudson mówiąc:
- I co pan sądzi panie Watson? Na górze jest druga sypialnia,
gdyby była potrzebna...
- Będzie - odpowiada zaskoczony. Jest zmieszany. To
ciekawe...
Teraz rozmawiamy na temat tego co o mnie znalazł w internecie.
Jeszcze nie zwyzywał mnie od psycholi, jest coraz lepiej. A teraz jeszcze
kontynuacja spraw "samobójstwa". Postanawiam przetestować Johna jako
pomocnika, więc zabieram go ze sobą. Jest wyraźnie zaskoczony. Jeśli zostanie,
moje życie nie będzie takie nużące gdy nie ma żadnych ciekawych
samobójstw/morderstw/śmierci i tak dalej. Ruszamy na miejsce zbrodni. Mam
nadzieję, że okaże się przydatny.
John
Ten cały Sherlock jest dziwny. W sumie to powinienem trzymać
się od niego z daleka. Wszyscy napotkani ludzie mi tak mówią, ale coś mnie do
niego przyciąga - prawdopodobnie jest mi potrzebny po wojnie dreszczyk
adrenaliny. Holmes pokazuje mi przykład swojej genialnej dedukcji. Jestem
zaskoczony, a gdy kończy wywód mówię mu, że miał rację. Ale mam chorą
satysfakcje gdy wytykam mu błąd - nie mam brata. Mam siostrę. Jego mina jest
zabawna, ale nie mogę się na niej skupić - w końcu jesteśmy na miejscu zbrodni,
a ja dotąd nie wiem, co mam tu robić. Gdy przechodziliśmy obok gościa z policji
w ciągu niecałej minuty dowiedziałem się, że zdradza żonę, z kim, a nawet
dostałem na to dowód. Nie żeby mnie to interesowało, ale przy tym facecie na
pewno nie będę się nudzić. Wchodzimy na piętro. Widzimy ciało, a Sherlock
wygląda jak dziecko które właśnie dostało wymarzoną zabawkę. To trochę mnie
zmartwiło, w końcu nikt, kto ma jakąkolwiek empatię się tak nie zachowa, bo o
normalności raczej nie mogę wspominać. Nie przy tym facecie, ale dziwniejsze
jest to, że każe mi być cicho i nie myśleć, bo ponoć go rozpraszam, choć
dobrze, że nie tylko ja. Gorzej ma ten policjant o imieniu Anderson, Sherlock
wyraźnie go nie lubi i to z wzajemnością. Słucham wywodu Sherlocka na temat
ofiary, a potem krótkiej kłótni z policjantem i dostaję zadanie. Mam zbadać
ciało martwej kobiety. Przyglądam mu się ze skupieniem. Nie wiem czemu, ale
podświadomie nie chcę zawieść Sherlocka... Moją diagnozą jest uduszenie. Holmes
jest niesamowity, a ja czuję znajomy dreszcz ekscytacji na kręgosłupie, taki
jak zwykle odczuwa się przy pięknej kobiecie lub na polu walki. Zamyśliłem się,
ale słyszę gdy Sherlock obraża moją inteligencję, po czym kończy i wybiega z
budynku krzycząc coś o walizce i różowym. Mnie zostawia samego, a ja nie mam
pojęcia jak wrócić. Pięknie, dzięki wielkie Sherlocku. Wracam do mieszkania a
tam kogo zastaje? No oczywiście Sherlocka. Ja nie wiem co z nim jest nie tak,
ale trochę mnie to pociąga… W końcu nikt normalny kto znajdzie najważniejszy
dowód w sprawie nie trzyma go tak po prostu w domu i na pewno nie ma arcywroga.
A tak, wspominałem o arcywrogu, jako ktoś taki przedstawił się gość
manipulującymi wszystkimi miejskim kamerami zabierający czarną limuzyną
proponujący mi pieniądze za szpiegowanie Sherlocka, i jak gdyby nigdy nic odwożący mnie po mojej
odmowie z powrotem do mojego tymczasowego domu. No tak, cały Sherlock, różowa
walizka największy dowód sprawy, wezwanie po telefon Sherlock na kanapie i
rozmowa. SMS do mordercy, Boże, przez krótką chwile zaraz po tym co zrobił
myślałem, że jest mordercą. Na szczęście myliłem się. Sherlock zabiera mnie
do kawiarni i wszystko jest miłe i w
ogóle, ale nagle kelner w kawiarni sugeruje, że jestem na randce z Sherlockiem
(w sumie jestem biseksualistą ale z Sherlockiem bym się nie umówił - ten typ w
ogóle nie ma uczuć). Mimo wszystko z ciekawości pytam go czy ma dziewczynę a on
zaprzecza, po chwili dopytuję o chłopaka. On znowu zaprzecza, a ja podświadomie
czuję radość. Nagle Sherlock wstaje i wybiega mówiąc, że to morderca siedzi w
taksówce za oknem. Wybiegamy gonić taksówkę a ja sam zostawiam moje kule za
sobą nawet nie zwracając na to uwagi. Gonimy auto przez kilka ulic. Niestety to
była pomyłka - w taksówce nie było mordercy. Po złapaniu kilu urywanych
oddechów wracamy do mieszkania a tam co? Kolejna niespodzianka, tym razem nalot
narkotykowy. Nie mogę z tym kolesiem, kurwa nie mogę, ale trudno. Patrzę na to
co się dzieje, siedzę z innymi ludźmi, rozmawiamy, potem Holmes rozgryza
wiadomość i jest niezłe zamieszanie a Sherlock nagle zrywa się z kanapy i
wybiega za jakimś cholernym taksówkarzem. Stoję zaskoczony przez dłuższą chwilę,
po czym uświadamiam sobie że to nie tylko taksówkarz, to też morderca, a
Sherlock z nim pojechał… Moje ciało oblewa nieprzyjemny dreszcz przerażenia,
jednak szybko się zbieram. Biorę broń i ruszam za nimi.
Sherlock
Wow, teraz dopiero świetnie się bawię, morderca zabiera mnie
na wycieczkę a ja czuję dodatkowy dreszczyk emocji, poza tym zwykłym na myśl o
tym, że John wyruszy za nami jak tylko się domyśli kim jest ten miły staruszek.
Wiem, że nie jest głupi, wiem to, znam go. W końcu jestem genialnym
detektywem-konsultantem udającym wysoko-funkcjonalnego socjopatę bo to po
prostu zabawne i daje powód do trzymania gałek ocznych w mikrofalówce. Prowadzę
z mordercą rozmowę, dowiaduję się jak zabijał, a także to, że robił to na
zlecenie Moriarty’ego kimkolwiek on nie jest. Rozmowa dobiega końca, a ja
prawie zażywam tabletkę. Mam 50 % szans że przeżyję, ale wtedy słychać strzał.
Strzelec jest niesamowity, ale to nie to jest ważne. Ważne jest to, czy
wybrałem dobrze, czy wybrałem dobrą tabletkę. Nie dowiedziałem się, geniusz
morderca zmarł. A ja siedzę w karetce i pytam się o co chodzi z kocem który
dostałem, po czym wymieniem cechy strzelca który uciekł. Głupota policji jest
ogromna skoro nawet tego nie wiedzą:
- strzelec wyborowy
- nie drgnęła mu ręka
- przywykł do przemocy
- strzelił gdy byłem w prawdziwym niebezpieczeństwie
- ma zasady moralne
- to człowiek który służył w wojsku
- o stalowych nerwach.
I wtedy spoglądam na Johna. Widzę w jego oczach, że to on.
Zaskakuje mnie to, bo w końcu to nie jest normalne by zabić innego człowieka -
nawet jeśli to morderca - dla osoby której prawie się nie zna… Więc zaczynam
się tłumaczyć, że to nie prawda, że to przez szok, i że nawet dostałem kocyk.
Podchodzę do Johna, żartuje z nim. Mamy podobne poczucie humoru i już wiem że
dobrze wybrałem współlokatora/przyjaciela/potencjalnego kochanka… Tak, kochanka,
choć to nie ważne w tym momencie. Po chwili przedstawiam mojemu
"przyjacielowi" mojego tak zwanego arcywroga, inaczej mojego brata. Wykłócam
się z nim i odchodzę ciągnąc Johna za sobą. Idziemy rozmawiając, a raczej
flirtując, w każdym razie w moim mniemaniu. Odchodząc słyszę jeszcze mojego
brata mówiącego
- On może pomóc mojemu bratu… Być jeszcze gorszym
Tak braciszku, zdecydowanie zapowiada się ciekawy związek –
myślę, a przez moją głowę przebiega myśl o mnie całującym Johna. Pożądanie
seksualne, hmmm to interesujące, tego jeszcze nie było
The END (na razie)
Więc, no tenteges. Co do Johnlocka, zaraziła mnie nim Nanimo,
ale prawdę mówiąc Sherlock to naprawdę zajebisty serial, oglądałam tylko 3 które
naprawdę mi się spodobały (nie widziałam jeszcze Supernatural, ale muszę po to
sięgnąć, bo skoro istnieje SuperWhoLock to muszę to ogarnąć). Moje ulubione
seriale to Sherlock, Doctor Who i Przygody Merlina, także możecie się
spodziewać także Merthura, a i chciałam się z wami podzielić paroma artami z
Johnlocka które znalazłam - Kio
Beznadziejne. Według mnie.
OdpowiedzUsuńBeznadziejne. Według mnie.
OdpowiedzUsuńWybacz nie podoba mi się :/
OdpowiedzUsuń