czwartek, 15 października 2015

Johnlock historia długo-krótka - Rozdział 1

Tutaj Kio. To ma być rozdział przedstawiający 1 odc. Sherlocka odgrywający się w mózgu yaoistki z perspektywy bohaterów. Mam nadzieję, że się spodoba. Co prawda miał on być jednym z tych do ,,rzygania tęczom", ale znów mi coś nie wyszło :-( . W każdym razie życzę miłego czytania. - Kio

Sherlock

Jestem znudzony... Cholernie znudzony... Tyle spraw wokół mnie, a ja wciąż się nudzę. Potrzebuję rozrywki i... współlokatora. Niby Mycroft mógłby opłacić za mnie czynsz, ale naprawdę nie mam ochoty mieć długu wdzięczności u "kochanego" braciszka. Spotkałem dzisiaj jakiegoś gościa (dane nieistotne, zostały skasowane), rozmawiałem z nim chwilę na temat współlokatora dla mnie i po jego minie wydedukowałem, że ma kogoś kto może mógłby znieść towarzystwo moje i mojego przyjaciela, dla niewtajemniczonych jest to czaszka z którą lubię czasem prowadzić monologi. Teraz tylko czekać aż przyprowadzi jakiegoś zgorzkniałego żołnierzyka, który zwieje ode mnie po jakiś 5 minutach rozmowy, bo to właśnie tyle zajmuje ludziom zorientowanie się, że nie jestem do końca... Jak oni to mówią? A tak - "normalny". Na razie skupiam się na nowym "przyjacielu" w kostnicy, jest nim ciało jakiegoś mężczyzny. Zawsze warto uczyć się objawów różnych sposobów śmierci gdy się ma taki zawód jak ja. Jestem jedynym na świecie detektywem-konsultantem, ale więcej na temat mojego "zawodu" trochę później, na razie wróćmy do teraźniejszości. Ta dziewczyna. Ta pracująca w kostnicy. Interesuje się mną. Nie wiem dlaczego, szczerze mówiąc nawet tego  nie rozumiem, tu mówię o tym co inni nazywają emocjami, nie rozumiem tego tak jak oni, nie jestem taki jak oni. Kończę zabawę z truposzkiem i wchodzę na górę. Zasiadam do mikroskopu, lecz nagle ktoś mi przeszkadza. Jest to ten facet od rozmowy o współlokatorze. Jestem zaskoczony, nie spodziewałem się wizyty tak szybko. No cóż, czas odczytać tego całego współlokatora. Wiem, że nie wytrzyma ze mną długo, w końcu jestem jaki jestem, a ja lubię nazywać siebie socjopatą. Dowiaduję się, że nazywa się John Watson (gratulacje żołnierzyku, znam twoje imię a nie jesteś jeszcze martwy). Przeprowadzam z nim rozmowę - informuję o dziwactwach których może się spodziewać z mojej strony, czyli np. granie na skrzypcach o 3 w nocy. Pokazuję inteligencje, odkrywam jego sekrety, nawet te najbardziej wstydliwe takie jak brat alkoholik, a on dalej nie zwiał. To interesujące, ten mężczyzna John jest interesujący, chcę go lepiej poznać, zrozumieć co nim kierowało gdy po mojej wnikliwej i szorstkiej dedukcji powiedział tylko, że to niesamowite. To miłe uczucie gdy nie każda istota na świecie cię nienawidzi. Podałem mu adres mieszkania które chcę wynająć i przedstawiam mu się, po czym wychodzę z pomieszczenia. Sam jestem zaskoczony tym co zrobiłem, ale wygląda na to, że nareszcie nie będzie nudno. Ludzie nazywają to chyba "impulsywnością", tą nagle podjętą decyzję... Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

***

Jestem zaskoczony gdy następnego dnia pojawia się na miejscu. Jest naprawdę interesujący - nie zadaje aż tak głupich pytań jak zwykli ludzie, ale ogromną inteligencją też nie grzeszy. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego, a z resztą ważne że nie zwiał, szczególnie po krótkiej wymianie zdań gdy zwiedzał mieszkanie i po poznaniu pani Hudson:
- Czaszka? - pyta podnosząc przedmiot z półki
- To mój przyjaciel. - odpowiadam patrząc z zaciekawieniem na jego reakcję
- To znaczy... - och. Chcę się dowiedzieć więcej, robi się coraz ciekawiej
Nagle przerywa nam pani Hudson mówiąc:
- I co pan sądzi panie Watson? Na górze jest druga sypialnia, gdyby była potrzebna...
- Będzie - odpowiada zaskoczony. Jest zmieszany. To ciekawe...
Teraz rozmawiamy na temat tego co o mnie znalazł w internecie. Jeszcze nie zwyzywał mnie od psycholi, jest coraz lepiej. A teraz jeszcze kontynuacja spraw "samobójstwa". Postanawiam przetestować Johna jako pomocnika, więc zabieram go ze sobą. Jest wyraźnie zaskoczony. Jeśli zostanie, moje życie nie będzie takie nużące gdy nie ma żadnych ciekawych samobójstw/morderstw/śmierci i tak dalej. Ruszamy na miejsce zbrodni. Mam nadzieję, że okaże się przydatny.

John

Ten cały Sherlock jest dziwny. W sumie to powinienem trzymać się od niego z daleka. Wszyscy napotkani ludzie mi tak mówią, ale coś mnie do niego przyciąga - prawdopodobnie jest mi potrzebny po wojnie dreszczyk adrenaliny. Holmes pokazuje mi przykład swojej genialnej dedukcji. Jestem zaskoczony, a gdy kończy wywód mówię mu, że miał rację. Ale mam chorą satysfakcje gdy wytykam mu błąd - nie mam brata. Mam siostrę. Jego mina jest zabawna, ale nie mogę się na niej skupić - w końcu jesteśmy na miejscu zbrodni, a ja dotąd nie wiem, co mam tu robić. Gdy przechodziliśmy obok gościa z policji w ciągu niecałej minuty dowiedziałem się, że zdradza żonę, z kim, a nawet dostałem na to dowód. Nie żeby mnie to interesowało, ale przy tym facecie na pewno nie będę się nudzić. Wchodzimy na piętro. Widzimy ciało, a Sherlock wygląda jak dziecko które właśnie dostało wymarzoną zabawkę. To trochę mnie zmartwiło, w końcu nikt, kto ma jakąkolwiek empatię się tak nie zachowa, bo o normalności raczej nie mogę wspominać. Nie przy tym facecie, ale dziwniejsze jest to, że każe mi być cicho i nie myśleć, bo ponoć go rozpraszam, choć dobrze, że nie tylko ja. Gorzej ma ten policjant o imieniu Anderson, Sherlock wyraźnie go nie lubi i to z wzajemnością. Słucham wywodu Sherlocka na temat ofiary, a potem krótkiej kłótni z policjantem i dostaję zadanie. Mam zbadać ciało martwej kobiety. Przyglądam mu się ze skupieniem. Nie wiem czemu, ale podświadomie nie chcę zawieść Sherlocka... Moją diagnozą jest uduszenie. Holmes jest niesamowity, a ja czuję znajomy dreszcz ekscytacji na kręgosłupie, taki jak zwykle odczuwa się przy pięknej kobiecie lub na polu walki. Zamyśliłem się, ale słyszę gdy Sherlock obraża moją inteligencję, po czym kończy i wybiega z budynku krzycząc coś o walizce i różowym. Mnie zostawia samego, a ja nie mam pojęcia jak wrócić. Pięknie, dzięki wielkie Sherlocku. Wracam do mieszkania a tam kogo zastaje? No oczywiście Sherlocka. Ja nie wiem co z nim jest nie tak, ale trochę mnie to pociąga… W końcu nikt normalny kto znajdzie najważniejszy dowód w sprawie nie trzyma go tak po prostu w domu i na pewno nie ma arcywroga. A tak, wspominałem o arcywrogu, jako ktoś taki przedstawił się gość manipulującymi wszystkimi miejskim kamerami zabierający czarną limuzyną proponujący mi pieniądze za szpiegowanie Sherlocka, i jak  gdyby nigdy nic odwożący mnie po mojej odmowie z powrotem do mojego tymczasowego domu. No tak, cały Sherlock, różowa walizka największy dowód sprawy, wezwanie po telefon Sherlock na kanapie i rozmowa. SMS do mordercy, Boże, przez krótką chwile zaraz po tym co zrobił myślałem, że jest mordercą. Na szczęście myliłem się. Sherlock zabiera mnie do  kawiarni i wszystko jest miłe i w ogóle, ale nagle kelner w kawiarni sugeruje, że jestem na randce z Sherlockiem (w sumie jestem biseksualistą ale z Sherlockiem bym się nie umówił - ten typ w ogóle nie ma uczuć). Mimo wszystko z ciekawości pytam go czy ma dziewczynę a on zaprzecza, po chwili dopytuję o chłopaka. On znowu zaprzecza, a ja podświadomie czuję radość. Nagle Sherlock wstaje i wybiega mówiąc, że to morderca siedzi w taksówce za oknem. Wybiegamy gonić taksówkę a ja sam zostawiam moje kule za sobą nawet nie zwracając na to uwagi. Gonimy auto przez kilka ulic. Niestety to była pomyłka - w taksówce nie było mordercy. Po złapaniu kilu urywanych oddechów wracamy do mieszkania a tam co? Kolejna niespodzianka, tym razem nalot narkotykowy. Nie mogę z tym kolesiem, kurwa nie mogę, ale trudno. Patrzę na to co się dzieje, siedzę z innymi ludźmi, rozmawiamy, potem Holmes rozgryza wiadomość i jest niezłe zamieszanie a Sherlock nagle zrywa się z kanapy i wybiega za jakimś cholernym taksówkarzem. Stoję zaskoczony przez dłuższą chwilę, po czym uświadamiam sobie że to nie tylko taksówkarz, to też morderca, a Sherlock z nim pojechał… Moje ciało oblewa nieprzyjemny dreszcz przerażenia, jednak szybko się zbieram. Biorę broń i ruszam za nimi.

Sherlock

Wow, teraz dopiero świetnie się bawię, morderca zabiera mnie na wycieczkę a ja czuję dodatkowy dreszczyk emocji, poza tym zwykłym na myśl o tym, że John wyruszy za nami jak tylko się domyśli kim jest ten miły staruszek. Wiem, że nie jest głupi, wiem to, znam go. W końcu jestem genialnym detektywem-konsultantem udającym wysoko-funkcjonalnego socjopatę bo to po prostu zabawne i daje powód do trzymania gałek ocznych w mikrofalówce. Prowadzę z mordercą rozmowę, dowiaduję się jak zabijał, a także to, że robił to na zlecenie Moriarty’ego kimkolwiek on nie jest. Rozmowa dobiega końca, a ja prawie zażywam tabletkę. Mam 50 % szans że przeżyję, ale wtedy słychać strzał. Strzelec jest niesamowity, ale to nie to jest ważne. Ważne jest to, czy wybrałem dobrze, czy wybrałem dobrą tabletkę. Nie dowiedziałem się, geniusz morderca zmarł. A ja siedzę w karetce i pytam się o co chodzi z kocem który dostałem, po czym wymieniem cechy strzelca który uciekł. Głupota policji jest ogromna skoro nawet tego nie wiedzą:
- strzelec wyborowy
- nie drgnęła mu ręka
- przywykł do przemocy
- strzelił gdy byłem w prawdziwym niebezpieczeństwie
- ma zasady moralne
- to człowiek który służył w wojsku
- o stalowych nerwach.
I wtedy spoglądam na Johna. Widzę w jego oczach, że to on. Zaskakuje mnie to, bo w końcu to nie jest normalne by zabić innego człowieka - nawet jeśli to morderca - dla osoby której prawie się nie zna… Więc zaczynam się tłumaczyć, że to nie prawda, że to przez szok, i że nawet dostałem kocyk. Podchodzę do Johna, żartuje z nim. Mamy podobne poczucie humoru i już wiem że dobrze wybrałem współlokatora/przyjaciela/potencjalnego kochanka… Tak, kochanka, choć to nie ważne w tym momencie. Po chwili przedstawiam mojemu "przyjacielowi" mojego tak zwanego arcywroga, inaczej mojego brata. Wykłócam się z nim i odchodzę ciągnąc Johna za sobą. Idziemy rozmawiając, a raczej flirtując, w każdym razie w moim mniemaniu. Odchodząc słyszę jeszcze mojego brata mówiącego
- On może pomóc mojemu bratu… Być jeszcze gorszym
Tak braciszku, zdecydowanie zapowiada się ciekawy związek – myślę, a przez moją głowę przebiega myśl o mnie całującym Johna. Pożądanie seksualne, hmmm to interesujące, tego jeszcze nie było

The END (na razie)


Więc, no tenteges. Co do Johnlocka, zaraziła mnie nim Nanimo, ale prawdę mówiąc Sherlock to naprawdę zajebisty serial, oglądałam tylko 3 które naprawdę mi się spodobały (nie widziałam jeszcze Supernatural, ale muszę po to sięgnąć, bo skoro istnieje SuperWhoLock to muszę to ogarnąć). Moje ulubione seriale to Sherlock, Doctor Who i Przygody Merlina, także możecie się spodziewać także Merthura, a i chciałam się z wami podzielić paroma artami z Johnlocka które znalazłam - Kio

3 komentarze: