sobota, 26 grudnia 2015

Specjał Mahdy Wrestler na 1000 wyświetleń! - Shizaya, duet Kio&Nanimo

Witamy, nawet nie wiecie, jak się cieszymy z okazji 1000 wyświetleń! :) Prezentujemy wam po-świąteczną Shizayę pisaną w tandemie (trochę Kio, trochę Nanimo). Miałyśmy to wstawić na święta (tak, wmawiaj sobie...), ale nie miałyśmy czasu :3

      Dawno, dawno temu w Arendelle  Tokio
      
       Shizuo Heiwajima nienawidził świąt. Po prostu. Twierdził, że ich magia zdycha wtedy, kiedy dzieciaki dowiadują się, że przez komin nie wpada żaden stary, gruby, brodaty koleś w czerwonej czapce. Dlatego właśnie ich nie obchodził.
       Właśnie dlatego odkąd mieszkał z Wszą jeszcze bardziej wkurzał go ten okres w roku. Ten koleś cieszył się na nie tak, jakby miał siedem lat...
       - Izaya, wychodzę - powiedział
       - Gdzie idzieeeeeesz~? Na pewno kupić mi prezent, co nie?
       - Co nie. Normalnie na zakupy, lodówka jest prawie pusta... - odpowiedział i zamknął za sobą drzwi


***
       
       Izaya Orihara się nudził. Tak cholernie się nudził...
       Nie wyjdę z domu... chyba mam gorączkę, jeszcze mi się pogorszy... - stwierdził - może obejrzę jakiś film... 
       Kraina Lodu... brzmi fajnie. Przynajmniej lepiej, niż Kraina Lodów.
       O, widzę, że to Disney'a... jakiś czas temu nad tym myślałem i jestem pewny, że wszystkie bajki Disney'a to musicale. Jak będą jakieś fajne piosenki, to zaśpiewam je dla Shizusia, na pewno będzie "przeszczęśliwy"....

       Minęło już trochę czasu odkąd Izaya zaczął oglądać bajkę, jednak jego zmysł informatora/logicznego myślenia od samego początku próbował przewidzieć co się stanie. W całym domu słychać było jego rozmyślania na ten temat.

Elso?
Wiem że tam cię znajdę,
Ludzie pytają co i jak?
Mówią odwagi i choć ciężko mi
Chce otrzeć twoje łzy
Czy dasz mi znak?
Nie mamy nic prócz siebie
Ciebie ja, ty mnie
Jak mamy dalej żyć?
Ulepimy dziś bałwana...?


       Gorączka Izayi wzrastała coraz bardziej, więc gdy tylko usłyszał tę piosenkę zaczął płakać i krzyczeć na cały dom DLACZEGO TO JEST TAKIE SMUTNE

       Bajki często posługują się stereotypami, a ten cały książę jest rudy. On jest RUDY i ZBYT miły, on na pewno jest zły.....

       Elsa ma moc władania nad lodem, a Celty potrafi panować nad cieniem... ciekawe czy mogłaby zamienić w cień całe Ikebukuro tak jak Elsa swoje królestwo... muszę ją kiedyś wkurzyć i to przetestować 

       Film trwa dalej, a z genialnym informatorem jest coraz gorzej. Jego mózg jest już na skraju przegotowania gdy z telewizora płyną znane już wszystkim dźwięki piosenki ,,Mam tę moc". A gdy tylko Izaya przesłuchał jej do końca zatrzymał film.
       Zeskoczył z łóżka i pognał do pokoju, gdzie miał stuprocentowy zakaz wstępu. Był to pokój z prywatnymi rzeczami Shizusia. Tam właśnie informator znalazł ukochany niebieski kocyk z dzieciństwa swojego chłopaka, który założył na plecy jak pelerynę oraz mopa (what, dlaczego Shizuś trzyma w swoim pokoju mopa?) którego założył na głowę najpierw plotąc mu, jak mu się wydawało warkocz.
       Gdy już skończył przebierać się za Elsę, poszedł do miejsca, gdzie Namie chowała różne rzeczy związane z jej bratem. Jestem informatorem, więc wiem o wszystkim, co znajduje się w moim domu. Z tej właśnie skrytki wyjął pomarańczowego pluszaka z nalepionym na pyszczku zdjęciem Seijiego zastanawiając się: dlaczego Anna siedzi w szafie... przecież ona powinna wyruszyć mnie szukać, a nie obijać się razem z rozebraną lalką Barbie. Orihara postawił ,,Annę" na stoliku w salonie, a sam otworzył na oścież drzwi balkonowe, mając w poważaniu zamieć śnieżną szalejącą na zewnątrz.                Odkąd opuściłam moje królestwo (pokój), moja moc stała się potwornie potężna, jest tak silna, że wywołała zamieć śnieżną, ale spoko, przecież nad tym panuję, więc nawet jak wyjdę na pole nic mi nie będzie, bo moja moc mnie ochroni. Właśnie tak myśląc Izaya z gorączką ok. 39 stopni wlazł w samym dziecięcym kocyku na balkon podczas śnieżycy, położył dłonie na barierce, wziął głęboki wdech i zaczął śpiewać:

Na zboczach gór biały śnieg nocą lśni
i nietknięty stopą trwa. 
Królestwo samotnej duszy,
a królową jestem ja! 
Posępny wiatr na strunach burzy w sercu gra.
Choć opieram się, to się na nic zda! 

Niech nie wie nikt! 
Nie zdradzaj nic! 
Żadnych uczuć,
od teraz tak masz żyć! 
Bez słów! 
Bez snów! 
Łzom nie dać się! 
Lecz świat już wie!

Mam tę moc!
Mam tę moc!
Rozpalę to co się tli.
Mam tę moc!
Mam tę moc!
Wyjdę i zatrzasnę drzwi!

***

       Shizuo właśnie wrócił do domu z zakupów i pierwszym, co zwróciło jego uwagę po wejściu do domu był przeraźliwy chłód, a drugim lekko zachrypnięty głos Izayi, o zgrozo śpiewającego

Mam tę moc!
Mam tę moc!
Rozpalę to co się tli.
Mam tę moc!
Mam tę moc!

Wyjdę i zatrzasnę drzwi!

      - Jak nie przestaniesz, to ja zaraz cię czymś trzasnę... - powiedział, jednocześnie zaskoczony i zdegustowany Shizuś
      - Księżniczka Anna wróciła! - krzyknął Izaya. Wiem, że jesteś nieobliczalny, ale to jest co najmniej dziwne... pomyślał
      I takie było. Coś tu jest nie tak...
      - Co ty masz na sobie? - spytał zdziwiony Potworek
      - Sukienkę księżniczki~. - odpowiedział Orihara
      - Chyba kurewny śnieżki. Źle wyglądasz... masz gorączkę?
      Dotknął czoła Izayi. Rzeczywiście...
      - Idź się połóż albo coś... - powiedział Shizuo
      - Czekaj! Tę klątwę może uleczyć tylko pocałunek prawdziwej miłości! - krzyknął Izaya
      Tego już było za wiele...
      - Nie wygłupiaj się... - ale zauważył, że Wsza zrobił ,,oczy szczeniaczka..." kiedy on robi taką minę, oznacza to jedno: zanim minie godzina zdechniesz okrutną śmiercią, jeśli nie wypełnisz każdego mojego rozkazu - jesteś idiotą - wypalił Shizu-chan, jednak mimo wszystko zrobił, co kazał mu Orihara. Pocałował go.
      - Wiesz, czuję się trochę lepiej, ale chyba serio pójdę się położyć...

***
Minęło kilka dni odkąd Izaya zachorował, jednak cały czas jego umysł zajmowała jedna rzecz. A mianowicie za każdym razem, gdy wspominał o tym, że jest zimno albo prosił o koc ,jego potworek uśmiechał się pod nosem. Po którymś razie z kolei nie wytrzymał i zapytał go, o co chodzi. Gdy otrzymał odpowiedź, chodził cały czerwony na twarzy do końca dnia. A Shizuś zażądał bardzo bolesnej dla tyłka informatora opłaty za nierozprowadzenie tej informacji dalej.

______________
Mam nadzieję, że wam się podoba opek duet :) #Nanimo

Jezusie, jaką myśmy sieczkę napisały XD. Mam nadzieję, że nikomu zbytnio nie uszkodziłyśmy psychiki, i że się wszystkim spodobało. ~ Kio

piątek, 25 grudnia 2015

Nic nie będzie takie samo... – One-shot MikaYuu

               Kolejny dzień, słodka niezmienna rutyna, wszystko idealne – podobno…
               Znowu się uśmiechnął. Czy kiedykolwiek powiedziałem mu, że uwielbiam jego uśmiech? Jestem cholernym masochistą…
               Wojna już prawie się skończyła, zamieszkaliśmy razem, wszystko wydaje się być idealne… gdyby było… nie mogę nawet dobrać odpowiednich słów.
               – Mika, dlaczego ostatnio jesteś ciągle jakiś taki… zamyślony? – zapytał mnie Yuu-chan. Cholera, musi być naprawdę źle, skoro to zaczyna wychodzić na jaw… jest źle, ponieważ to jest trochę oczywiste, zawsze było, odkąd się poznaliśmy…
               – Nie jestem… – odpowiedziałem i po chwili zrozumiałem, że znowu jestem cały czerwony. Tak, miałem rację, jest źle…
               – Ej no, powiedz, co się dzieje… chociaż w sumie… rozumiem, są rzeczy o których boimy się powiedzieć innym… – w mojej głowie krążyła dziwna, straszna, ale jednocześnie dająca mi nadzieję myśl: on wie, on wie… – no rozchmurz się, Mika – powiedział, a chwilę później objął mnie ramionami. Najpierw mogło to przypominać zwykły przyjacielski uścisk, ale później…
               Przecież jestem dla niego tylko przyjacielem, co najwyżej bratem – co jest chyba jeszcze gorsze...
               Już zapomniałem, jakie to uczucie, dotykać żywego człowieka. Żywego…
               Trwaliśmy w tym objęciu dłuższą chwilę. Gdy mnie puścił, zrobił coś, czego tak chciałem, a jednocześnie się tego obawiałem…
               Pocałował mnie.

***

               Tak naprawdę wiedziałem o tym wszystkim już od pewnego czasu. To znaczy, nie do końca, w zasadzie to się domyślałem, ale byłem tego prawie pewny.
               Wpatrywałem się w jego oczy, od niedawna czerwone jak krew. Zdawałem sobie sprawę z tego, że Mika całym sercem gardzi swoim wyglądem, że za każdym razem, kiedy widzi swoje odbicie, przypomina mu ono o tym, że już na zawsze jest uwięziony w ciele szesnastoletniego chłopaka… no właśnie, chłopaka. Pewnie dochodziło też to…
               Miłość to bardzo dziwne uczucie… może dawać nadzieję, może również uczynić cię wrakiem człowieka. No, zajebiście zabawne.
               – Jeden problem z głowy, co? – spytałem Mikę, który jednak wydawał się być jeszcze bardziej zakłopotany niż wcześniej
               – Jestem egoistą. Ja… – dotknął mojego policzka – po prostu cholernie się boję, że cię stracę...

***

               – Nie stracisz… – w pierwszej chwili nie do końca wiedziałem, o co mu chodziło – pozwoliłem ludziom trochę na mnie poeksperymentować…
               Od dawna wiedziałem, do czego jest zdolna armia… nie byłem w stanie nawet sobie tego wyobrazić… mój ukochany krzyczący w agonii, błagający o śmierć te potwory z JIDA… to wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą...
               – Co ci zrobili? Jeśli zechcesz, zabiję każdego, kto jest za to odpowiedzialny…
               – Nie posunąłbyś się do tego, prawda? Zresztą, w sumie nie zrobili mi w sumie nic złego, w większości to były po prostu badania. Generalnie chodzi o to, że dzięki temu cholernemu Seraph jestem nieśmiertelny… Mika… teraz nawet śmierć nas nie rozłączy.
               Nigdy jeszcze nie widziałem u niego takiego uśmiechu. Chociaż... to w gruncie rzeczy nie do końca prawda.
               Delikatny i słodki, ale zdecydowany… podobny miałem okazję zobaczyć u niego wtedy, kiedy piłem jego krew.
               – Mika… cieszysz się z tego powodu? – spytał
               Co to w ogóle za pytanie?
               – Teraz obydwoje jesteśmy potworami, prawda? Tylko wiesz, tak naprawdę mnie to nie obchodzi. Kochałbym cię nawet, gdybyś był seryjnym psychopatą… – w głębi duszy się cieszyłem, ale coś mi nie grało…
               – Yuu… wiesz, że nie istnieje coś takiego jak seryjny psychopata? Jesteś taki słodki, kiedy jesteś idiotą…
               Zaśmiał się
               – Dobrze wiesz, że takie cudowne momenty istnieją tylko po to, żeby ktoś mógł je przez przypadek zniszczyć swoją głupotą…
               – W sumie jest w tym trochę racji… – powiedziałem i westchnąłem. Od teraz nic nie będzie takie samo… 





_____
I did it... co z tego, że pewnie zgwałciłam ich charaktery... 
#Nanimo

One Piece: Zoro x Luffy (one-shot)

Przepraszam za długą nieobecność i brak postów. Co do tego one-shota, to ostatnio zainteresowałam się One Piece'm. Ten One-Shot nie jest w 100% zgodny z fabułą. Za błędy z góry przepraszam. Najgorsze jednak, że charaktery postaci w ogóle nie są do siebie podobne T-T ~Kio
Zgwałciłaś ich, nie przejmuj się, ja pewnie też zgwałciłam Mikayuu #Nanimo

Zoro x Luffy

(perspektywa Zoro)

Jesteśmy w jakimś mieście na pustyni, pilnujemy jakiejś księżniczki, a żeby tego było mało ten idiota... nasz kapitan... Luffy... zgubił się. Normalnie pewnie miałbym to gdzieś, jednak teraz jestem naprawdę zmartwiony, bo jakiś gość szuka Luffiego. Nie jest on jednak normalny, bo na jego plecach zauważyłem tatuaż charakterystyczny dla piratów Białobrodego, a wszyscy z jego załogi są naprawdę silni. Jednak najbardziej martwiło mnie nie sama jego obecność, a właśnie to że szuka mojego kapitana. No bo niby czemu miałby to robić? Wiem, że Luffy jest silny ale na pewno nie aż tak, żeby zainteresować Białobrodego, czyżby Luffy mi czegoś nie mówił? Kurde, cała ta sytuacja strasznie mnie irytuje, gdzie ten cholerny Luffy? Mam dość czekania, idę go szukać.

....

Ukrywam się z załogą oraz tą całą księżniczką Vivi i  przy okazji zastanawiam się, co za debil sprowokował Marynarkę. Tak, myślę sobie, ten ktoś musiał być naprawdę głupi. No bo kto normalny nokautuje szefa Marynarki, a potem jak gdyby nigdy nic wraca do jedzenia... Zaraz zaraz, kogoś mi to przypomina... myślę i w tym momencie widzę Luffy'ego biegnącego prosto do nas, a zaraz za nim około 100 osób należących do Marynarki. No tak... mogłem się tego spodziewać po tym debilu. Kurde, Luffy jest coraz bliżej razem z Marynarką i tym dziwnym gościem z dymu, trzeba wiać, stwierdzam i ruszam za resztą załogi, która była już kilka metrów przede mną. Nasz kapitan już nas dogonił, jednak teraz zaczynam się bać, że nie uda nam się uciec. I w momencie, gdy ta myśl przebiegła przez moją głowę, z nieba spadł chłopak z załogi Białobrodego wołając
- Uciekaj Luffy, ja się nimi zajmę a później was dogonię - 
- Będę na ciebie czekać na statku Ace - odpowiada mu Luffy a ja biegnąc zastanawiam się nad dwoma pytaniami. Oni się znają? Dlaczego ten cały Ace broni Luffy'ego? Kurde, te pytania naprawdę mnie irytują. Zajęły mnie one tak bardzo, że nawet nie zauważyłem, kiedy wbiegliśmy na pokład statku i wypłynęliśmy z portu. Chwilę zbierałem oddech po biegu i już miałem pytać Luffy'ego, kim jest Ace, gdy na twarz mojego kapitana wypłynął uśmiech. Niby nie było w tym nic zaskakującego, w końcu akurat on często się uśmiecha, jednak ten uśmiech był inny... pełny uczuć... pełny miłości i zaufania. Podążyłem swoim wzrokiem za spojrzeniem Luffiego i kogo ujrzałem? Oczywiście tego całego Ace'a, który podpływał łódką do naszego statku. Po chwili widzę, jak wspina się na pokład i gdy tylko jego stopy dotykają podłogi Luffy rzuca mu się na szyję i mocno przytula, a ten drugi po chwili odwzajemnia uścisk. Cała załoga jest zaszokowana, jednak ja najbardziej, zwykle Luffy był tak wylewny tylko w stosunku do mnie. Kurde, co się dzieje to uczucie naprawdę boli, jednak co to za uczucie? Dopiero teraz dociera do mnie że odkąd jestem w załodze tego mięsożercy mam wiele nowy uczuć na głowie. Zagłębiam się w swoich myślach coraz bardziej, gdy nagle przerywa mi głos Luffy'ego:
- Ludzie słuchajcie, dzisiaj imprezujemy, trzeba jakoś uczcić obecność Ace'a
- Oi Luffy nie trzeba, wiesz że i tak zaraz muszę iść - odpowiada mu chłopak imieniem Ace, delikatnie mierzwiąc mu włosy, a ja znowu czuję to palące uczucie wewnątrz mnie, lecz teraz doszła do tego jeszcze chęć pocięcia Ace'a na kawałki.
- Ale Aceeeeee, ja cię tak bardzo proszę - mówi Luffy, pokazując Ace'owi uroczą minę
- Luffy, dobrze wiesz dlaczego tu jestem i nie przekupisz mnie żadnym jedzeniem, TO jest ważniejsze - odpowiada mu Ace i przy okazji zaczyna go ciągnąć w stronę wnętrza pokładu. Załoga jednak już nie zwraca na nich uwagi będąc zbyt zajęta piciem. Boże, co za idioci, stwierdzam i udaję się za kapitanem starając się podsłuchać jego rozmowę z Ace'm. Gdy docieram pod drzwi kajuty Luffiego słyszę ich przyciszone głosy, a im dłużej słucham tym bardziej chce mi się płakać lub ewentualnie coś rozwalić, bo w końcu faceci nie płaczą:
- Luffy ja cię kocham, dobrze o tym wiesz
- Ja też cię kocham Ace, ale nie zgadzam się na to co mówisz
- Czemu Luffy, Białobrody z chęcią przyjął by cię do załogi i mógłbyś być wtedy z dala od tego szermierza od siedmiu boleści
- Chciałbym się od niego odizolować, lecz to nie jest dobry powód, by opuścić pozostałych członków załogi
- Zrozum mnie Luffy, ja się tylko o ciebie martwię
- Wiem Ace, i rozumiem jednak mimo TEGO uczucia nie mogę porzucić moich przyjaciół i ich marzeń
- Luffy, zapytam cię o jeszcze 2 rzeczy. Po pierwsze: Czy jesteś pewny że poradzisz sobie z TYM uczuciem? A po drugie: Czy nie lepiej byłoby o tym porozmawiać z tym szermierzem?
- Tak. jestem pewny. że poradzę sobie z tym uczuciem, a co do drugiego pytania. może i lepiej byłoby z nim porozmawiać, jednak jeśli nie zrozumie to opuści załogę. A dobrze wiesz. że akurat do tego nie mogę dopuścić

Nie chcę tego dłużej słuchać, nie dość, że Luffy jest zakochany w tym człowieku to jeszcze zdaje się że mnie nienawidzi i chce być jak najdalej ode mnie. To mnie dobija i dopiero teraz dociera do mnie to jak bardzo kocham mojego kapitana, czuję jak łzy skapują po moich policzkach. Wiem że to nie męskie jednak nie mogę ich powstrzymać. Moja skorupa człowieka bez uczuć opada i właśnie w tym momencie otwierają się drzwi, a oczy moje i Luffiego spotykają się. W tym momencie jestem po prostu przerażony jednak słyszę głos mojego kapitana gdy karze Ace'owi odejść a ten bez zbędnego gadania odchodzi mówiąc że spotkają się jeszcze.

 Gdy pierwszy szok mija zaczynam czuć oplatające mnie w pasie ramiona Luffiego.
- Zoro, dlaczego płaczesz? - pyta zatroskany
- Nie płacze, niby dlaczego tak uważasz? - odpowiadam mu, jednak mój głos drży
- Bo widzę - mówi cicho, a potem wpatruje się we mnie czekając na moją odpowiedź. Po jego wyrazie twarzy wiem, że nie odpuści.
- Zrozumiałem że cię kocham, jednak jest już za późno, bo w końcu ty kochasz Ace'a, a mnie masz dość - mówię i widzę, jak oczy Luffiego powoli rozszerzają się coraz bardziej.
- Głupi Zoro. Nie powinieneś wyciągać pochopnych wniosków. Ja też cię kocham, a daleko od ciebie chciałem być dlatego, by pewnego dnia po prostu się na ciebie nie rzucić - słyszę wypowiedziane przez Luffy'ego słowa, a moje serce zaczyna bić szaleńczym tempem. Czuję się naprawdę szczęśliwy, dopóki nie uderza we mnie pewna myśl, którą natychmiast wypowiadam na głos nie zważając na konsekwencje 
- Czemu więc mówiłeś że kochasz Ace'a?
- Nie słyszałeś pewnie całej rozmowy, kocham Ace'a bo jest moim bratem - mówi Luffy delikatnie całując mnie w usta. A ja nie jestem w stanie już dłużej logicznie myśleć. Wiem jednak, że następne dni na tym statku będą naprawdę piękne.

....

Od dnia, gdy spotkaliśmy brata Luffiego minęło już kilka miesięcy a ja ciągle nie mogę zrozumieć, jak doszło do tego że pokochałem tego głupka. Jedno wiem jednak na pewno, zakochanie się w Luffy'm było jedną z najlepszych rzeczy jakie zrobiłem w moim życiu. Myślałbym pewnie nad tym dłużej, jednak moje rozmyślania przerywa mój ukochany wskakując mi na plecy i żartobliwie liżąc mnie po szyi. Odwracam lekko głowę w tył i całuję go w czoło, dopiero po chwili uświadamiając sobie swój błąd. Właśnie staliśmy na środku statku, a wokół nas kręciła się cała załoga na którą nie zwróciłem wcześniej uwagi: Sanji patrzył na nas wielkimi gałami a taca z jedzeniem dla dziewczyn leżała na podłodze, Usopp rozdziawił szczęka tak że zastanawiałem się czy zaraz mu nie odpadnie, Chopper nie rozumiał o co chodzi, Nami ciekła z nosa krew a Robin nie wyglądała na jakoś specjalnie zaskoczoną.
- Upsssss, chyba się wydało... - słyszę cichy szept Luffiego
- Cooooooooooooooo? - krzyczy reszta załogi, z wyjątkiem Robin

Sam Luffy złazi szybko z moich pleców i ucieka mnie zostawiając na pastwę żądnej wyjaśnień załogi. No tak, a czego innego mogłem się spodziewać po związku z takim lekkoduchem jak Luffy, przecież on nawet się tym nie zmartwił. Mimo to wciąż jednak niczego nie żałuję.


The End

Przepraszam wszystkich którzy spodziewali się czegoś sensownego jednak gdy to pisałam byłam naprawdę zmęczona. Mam nadzieję że było zabawne :-) ~ Kio
Wyobraź sobie Ace'a yaoistkę xD (hasztag myśli po wdychaniu kleju, dosłownie, co ja robię z tym origami?...) #Nanimo


  

czwartek, 24 grudnia 2015

Bennoda "Święta"

Mike

Budzę się wcześnie rano i spoglądam przez okno. Jestem naprawdę szczęśliwy widząc za oknem opadający powoli biały puch. Dzisiejszy dzień zapowiada się naprawdę świetnie - myślę, po czym jeszcze lekko ospały podnoszę się z łóżka. Naprawdę nie chce mi się wstawać, bo w mieszkaniu jest naprawdę chłodno, co prawda nie jest to jakoś specjalnie zaskakujące, ponieważ mimo wszystko jest zima. Gdy moje stopy dotykają podłogi czuję lekkie dreszcze przebiegające po moim ciele, nie jestem jednak pewny czy wywołuje je chłód, czy też raczej radość z powodu zbliżającej się wigilijnej kolacji razem z całym zespołem. To już drugi rok od powstania zespołu, więc można powiedzieć, że znamy się od dłuższego czasu. W zeszłym roku święta spędzaliśmy u Chaza, za to w tym roku ja podjąłem się zadania zorganizowania imprezy dla nas wszystkich. Z zeszłorocznymi świętami łączą naprawdę dobre wspomnienia, co prawda zaczęły się dosyć drętwo, a atmosfera pomiędzy mną a Chazem była naprawdę napięta. Teraz gdy już znam powody tego, że starał się ode mnie odizolować jestem naprawdę szczęśliwy że wtedy nie stchórzyłem, a zamiast tego w przypływie odwagi zapytałem dlaczego tak jest. Kto wie co by się stało gdybym wtedy się go o to nie zapytał?

(wspomnienie zeszłorocznych świąt)

Niby spędzamy święta razem, ale cokolwiek nie robię, Chaz cały czas się ode mnie odsuwa. Wtedy, gdy sięgamy po tę samą przyprawę lub napój, ucieka też wzrokiem, gdy zwracam się bezpośrednio do niego. Czy on nie widzi że sprawia mi tym ból? Chaz, nie wiem czy wiesz, ale mnie to naprawdę boli. Jestem coraz bardziej nerwowy i sięgam po kolejny już kieliszek wina. Wypijam go duszkiem i czuję jak powoli alkohol zaczyna musować lekko w mojej głowie. Bez zastanowienia wyciągam rękę po kolejny kieliszek, a palce moje i Chestera na krótko się stykają. Czuję dreszcze na karku i mam ochotę przedłużyć ten delikatny dotyk, jednak Chaz znów ucieka. Zastanawiam si,ę czemu się ode mnie tak bardzo odsunął, czyżby dowiedział się że czuję do niego coś więcej niż przyjaźń? Może to jest moje kara za zakochanie się w najlepszym przyjacielu? Ta myśl uderza we mnie jak grom z jasnego nieba i resztka mojej świątecznej radości ulatnia się jakby nigdy jej nie było. Mam dość tej niepewności, wypiję jeszcze trochę wina na odwagę, a potem zapytam się go dlaczego mnie unika. Jak to się mówi, lepiej wstydzić się przez 5 minut niż potem przez całe życie żałować, że się nie zapytało. Po wypiciu kolejnego kieliszka delikatnie się chwiejąc wstaję z kanapy na której do tą siedziałem. Widzę Chaza siedzącego samotnie w kuchni, a kątem oka zauważam resztę zespołu kompletnie już pijaną. Wiedziałem, że są pijani, bo kto normalny w naszym wieku gra w "Stary niedźwiedź mocno śpi" lub bawi się lalkami. Zaraz, skąd oni wzięli te lalki? A zresztą to nie ważne w tym momencie, jutro ich o to zapytam. Kieruję swoje kroki w stronę kuchni i Chaza. Wokalista patrzy na mnie, lecz kontakt wzrokowy zostaje szybko przez niego zerwany, a ja sam jestem tak zdenerwowany, że nie zauważam delikatnego rumieńca wkradającego się na jego przystojną twarz.

- Chaz, chciałbym z tobą pogadać - mówię, a chłopak wydaje się strasznie zestresowany
- Mikiii... O...o...czym...chcia...chciałbyś...po...porozmawiać? - pyta jąkając się ze zdenerwowania Chaz
- O tym, że od mniej więcej miesiąca ciągle mnie unikasz - spokojnie odpowiadam
- ...
- Chaz, masz mi coś do powiedzenia? - pytam, a spokój w moim głosie zaskakuje nie tylko Chaza, ale też mnie samego
- To nie moja wina, tylko twoja! - krzyczy Chester, a po jego zachowaniu widać, że jest już mocno wstawiony
- Niby dlaczego moja? - ponownie pytam
- Ponieważ jesteś dla mnie zbyt miły
- Co bycie miłym dla ciebie ma tutaj do rzeczy?
- TO że jesteś pierwszą osoba, która pomimo zaznajomienia z moją przeszłością ciągle jest dla mnie miła, i to nie z litości
- Jestem twoim przyjacielem, takie zachowanie jest normalne
- Może i masz rację, ale w tej sytuacji doprowadziło to do tego, że się w tobie zakochałem
- Chaz, co ty powiedziałeś?!
- Że się w tobie zakochałem... zaraz, ja to powiedziałem na głos?
- Tak
- Miki błagam, nie zostawiaj mnie przez to samego - mówi Chaz, a po jego głosie słychać że jest bliski załamania
- Chaz, nie zostawię cię
- Nie odrzucam cię?
- Nie Chaz, a jest tak dlatego, że też cię kocham - mówię i wkładam w to całe swoje uczucia. Po twarzy Chaza zaczynają spływać łzy. Ścieram je i wiem że nigdy go nie zostawię.

.....

Od tamtych wydarzeń minął właśnie pełny rok. Tyle właśnie czasu jestem z Chazem w związku. Nie ujawnialiśmy tego reszcie zespołu, w końcu mamy prawo do życia osobistego. Ale zamyśliłem się, to nie czas na wspominki, trzeba dokończyć przygotowania do Wigili. Szybko ubieram się i wykonuję poranną toaletę, następnie biorę się do pracy. Kończę dekorować dom i pakować prezenty dla reszty zespołu, choć ten dla Chaza jest już od dawna gotowy. Do rozpoczęcia spotkania zostały jeszcze trzy godziny, jednak sam Chester zapowiedział, że będzie tu za 30 minut. Z każdą minutą jestem coraz bardziej zmartwiony tym, czy spodoba mu się prezent, może to będzie dla niego za duże zobowiązanie... Kupowanie prezentu ukochanej osobie jest okropnie stresujące, jednak oczekiwanie na to, czy się spodoba jest jeszcze gorsze. Gdy dzwoni dzwonek jestem już na skraju wyczerpania nerwowego, mimo wszystko jednak podchodzę do drzwi i otwieram je. Wszystkie moje zmartwienia natychmiast ulatują, gdy widzę uśmiechniętego Chaza stojącego na progu drzwi z prezentem pod pachą i mikołajową czapką na głowie. Przytulam go i delikatnie całuję w usta, dopiero po tych czynnościach wpuszczam go do domu. Chaz siada na kanapie w salonie, a ja sam robię nam obu gorącą herbatę. Idąc do salonu sprawdzam czy małe pudełeczko wciąż znajduje się bezpiecznie w mojej kieszeni. Podaje Chazowi jego herbatę
- Chaz, pamiętasz pewnie, że dokładnie rok temu zrozumieliśmy nawzajem swoje uczucia... - mówię cicho czując się potwornie zażenowany i zestresowany - Dlatego postanowiłem dać ci pewien prezent jak dowód na trwałość naszych więzi - kurde, wyszło masakrycznie poetycko, teraz pewnie uzna mnie za jakiegoś dziwaka i zwieje przy pierwszej lepszej okazji... nie mogę się jednak wycofać i wyciągam pudełeczko z dwoma pierścionkami, jeden zakładam na swój palec a drugi wyciągam w stronę Chaza. On bierze go i tak samo jak ja zakłada go uśmiechając się przy tym rozczulająco.



- Miki, jestem teraz naprawdę szczęśliwy... - mówi Chaz, a ja jestem pewny że nie kłamie
- Teraz ja podaruję ci swój - mówiąc to Chaz podaje mi pakunek, który przyniósł ze sobą. Odbieram go z jego rąk, a następnie delikatnie rozszarpuję papier. To co znalazłem sprawiło że po raz kolejny uznałem że mam najwspanialszego chłopaka na świecie. Moim prezentem była dosyć sporych rozmiarów ramka wypełniona naszymi wspólnymi zdjęciami z najwspanialszych momentów minionego roku. A z tyłu każdego zdjęcia był inny powód miłości Chaza do mnie



- Chaz ja...ja...nie wiem ....co powiedzieć
- Nie musisz nic mówić, jednak jest coś jeszcze
- Co?
- Napisałem piosenkę, aby pokazać ci jak dużo mi dałeś, pokazać ci, że mnie uratowałeś. Miki, dzięki tobie nie jestem już sam. Czy chcesz posłuchać?
- Będę naprawdę szczęśliwy mogąc ją usłyszeć...

I break down, fear is sinking in
The cold comes, racing through my skinSearching for a way to get to youThrough the storm you

Go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You are not alone

With arms up, stretched into the skyWith eyes like echoes in the nightHiding from the hell that you've been throughSilent one you

Go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You are not alone

You go, giving up your home
Go, leaving all you've known
You
Go, giving up your home
Go, you are not unknown
You are not alone

You are not unknown
You are not alone


 Piosenka Chaza jest piękna, a głos pełny miłości i zarazem smutny, gdy wspomina o przeszłości.
- Chaz, ty również wiele dla mnie znaczysz. Pamiętaj, cokolwiek by się nie działo, możesz na mnie liczyć, jesteś moją miłością i moim przyjacielem - mówię  i sekundę później czuję ciepłe ręce Chaza oplatające mnie w tali, sam opieram głowę na jego ramieniu. Leżymy w tej pozycji przez następne sekundy, minuty, godziny lecz nagle budzi nas z letargu dźwięk domofonu. Właśnie przybyła świętować cała reszta zespołu, podrywam się z kanapy, poprawiam włosy i idę otworzyć drzwi, a Chaz w tym czasie chowa ramkę w moim pokoju, gdzie podczas imprez jest całkowity zakaz wstępu. Chłopaki hałasując wpadają do domu i od razu zaczynają imprezę, rozkładają alkohol, włączają muzykę i wsypują do misek przekąski. Ja jednak widzę tylko zarumienioną twarz Chaza oraz jego czekoladowe oczy wpatrzone prosto we mnie i wiem jedno, po wyjściu chłopaków jeszcze długo nikt nie pójdzie w tym domu spać.

THE END


Jest to świąteczny One-Shot z Bennody, mam szczerą nadzieję że się wam spodoba. Jest to taki rodzaj życzeń ode mnie bo osobiście w ogóle nie umiem ich składać dlatego też wrzucę wam tu naprawdę świetną świąteczną piosenkę która będzie że tak powiem moimi życzeniami świątecznymi dla was ~Kio https://www.youtube.com/watch?v=rSi1OEkYe4o

Wstawiam to 25 grudnia, wiem, spóźniłam się, ale macie życzenia:
Z okazji Świąt
Wszyscy
Zdechnijcie na ebolę
#Nanimo



wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 1 "Chat" Bennoda

Rozdział 1 "Chat" Bennoda

Mike Shinoda jak co dzień usiadł przed swoim laptopem by sprawdzić, czy ktoś zainteresował się jego piosenkami. Nie spodziewał się wiele, przecież nie jest żadnym znanym artystą ani nikim takim, ale chyba każdy ma prawo do własnych marzeń. Chłopak był strasznie zdziwiony, gdyż na pustym zwykle oknie rozmów pojawił się komunikat, że ktoś chce z nim pogadać/popisać. Zainteresowany natychmiast dołączył do rozmowy czekając na drugą osobę o dziwnym pseudonimie Chazychaz.

Chazychaz 18:30

Masz fajny głos.

Spikeminoda 18:31

Dzięki, staram się.

Chazychaz 18:33

Głupio pytać ale...
Należysz do jakiegoś zespołu?

Spikeminoda 18:34

Niestety nie, tylko czasem
z kumplami pogram w garażu.

Chazychaz 18:35

Szkoda :-( jesteś świetny.

Spikeminoda 18:40

Naprawdę tak uważasz?

Chazychaz 18:42

Czemu miałbym kłamać?

Spikeminoda 18:44

Bo chcesz mnie porwać i zażądać okupu?

Chazychaz 18:46

No wiesz co :-(
Co ja ci zrobiłem?

Spikeminoda 18:50

Nie znam cię,
to chyba wystarczy za odpowiedź.

Chazychaz 19:00

Miło mi poznać jestem Chazychaz
nowy fan twojego głosu i w zamierzeniu nowy,
internetowy kumpel.

Spikeminoda 19:08

Ok.........Masz dziwny sposób mówienia
innym że chcesz się z nimi zaprzyjaźnić.
Choć w sumie nie mam z tym problemu.
Rozbawiłeś mnie XD.

Chazychaz 19:10

Nie ma sprawy. Chazychaz mistrz sucharów
zawsze gotowy by nieść wieść o swojej głupocie
w świat.

Spikeminoda 19:12

hahahahahaaahaaa.

Chazychaz 19:14

Wybacz Spiki, muszę spadać mam coś jeszcze do zrobienia.
Do napisania w najbliższym czasie.

Spikeminoda 19:16

Do zobaczenia. Mam nadzieję że wkrótce.


Cóż, nie było to kłamstwem, Mike naprawdę miał ochotę porozmawiać z tą interesującą osobą w najbliższym czasie.

Koniec Rozdziału 1

Kolejny rozdział w przeciągu 2 dni -Kio
MIKE SHINODA, ZRÓB MU LODA!!! #Nanimo

Bennoda "Chat" Krótki opis fabuły:

Bennoda "Chat" Krótki opis fabuły:

Będzie to opowiadanie przedstawiane głównie jak rozmowa na stronach internetowych.

Mike, ukrywający się pod pseudonimem artystycznym Spikeminoda, ma własny kanał na który wrzuca swoje covery znanych piosenek. Tam właśnie znajduje go Chester (pseudonim Chazychaz) pragnący zostać gwiazdą i szukający członków do swojego zespołu. Udaje im się zaprzyjaźnić, jednak żaden nie zna tego drugiego ,,w realu". W skutek pewnych wydarzeń udaje im się spotkać, jednak tylko jeden z nich jest świadomy że rozmawia z znajomym z Chatu. Jak potoczą się losy Chaza i Mike'a? W jaki sposób się spotkają? I który z nich wie więcej? Na te pytania odpowie to opowiadanie.

Co jest równie ważne to to, że rozdziały będą krótkie, więc proszę się tego nie czepiać. W zamian za to będą dodawane dużo częściej czyli mniej-więcej co dwa dni.

To tyle w temacie, zapraszam do czytania -Kio


piątek, 6 listopada 2015

I'm not alone - rozdział 5

I'm not Alone rozdział 5

,,Jake... Czemu... Mike, pomóż mi... Proszę, nie dam rady... To za dużo..." Siedzę jeszcze chwilę z chłopakiem, po czym zauważam, że zasnął. Sam też jestem zmęczony bo Chaz mnie zaskoczył. Również zasypiam, a w głowie mam tylko jedno pytanie: kim jest Jake i co zrobił Chazowi?

Mike

Budzę się i pierwsze co czuję to przyjemny ciężar na moich kolanach. Odruchowo wystawiam rękę w jego stronę i czuję pod palcami miękkie włosy. Głaszczę je delikatnie i na chwilę zatracam się w tym uczuciu, jednak zaraz potem uświadamiam sobie, że nie mam prawa tego odczuwać. W końcu zerwałem z dziewczyną a teraz jestem u Chestera. No właśnie… U Chestera, więc to pewnie jego włosy są tak przyjemne w dotyku… Myślę rozmarzony delikatnie je gładząc. Zaraz, co? Miki wróć, nie jesteś gejem, nienawidzisz gejów – myślę, choć nawet w mojej głowie brzmi to mało przekonująco. Chcę się podnieść z kanapy na której wczoraj zasnęliśmy, lecz gdy widzę zapuchnięte od płaczu oczy Chaza i słyszę jego miarowy oddech nie mam serca go budzić. Dodatkowo widzę, że ma teraz przyjemny sen, bo po jego twarzy błąka się delikatny uśmiech… Który swoją drogą bardzo mu pasuje – myślę, oczywiście po przyjacielsku i przestaję się stresować, gdy nagle z ust Chaza wyrywa się ciche: ,,Jake... wróciłeś…”. Na twarzy mojego nowego przyjaciela wciąż jest ten sam uśmiech, jednak teraz z jego oczu znowu ciekną łzy, nie zamierzam go budzić bo wiem, że nie jest to kolejny koszmar a tylko słodko-gorzki sen. Mimo tego, że jestem spokojny bo nie muszę się martwić o Chaza, to po mojej głowie obijając się o ściany kołata się jedna myśl, która pojawiła się tam już wczoraj wieczorem, a teraz powróciła z zdwojoną siłą. Kim jest Jake? Co znaczy dla Chaza? Dlaczego doprowadził do płaczu człowieka będącego z pozoru osobą optymistą, samym swoim wspomnieniem? Z takimi myślami spędzam kolejne 10 minut, po czym sprawdzam godzinę w telefonie, który z resztą nie był mój i najwidoczniej należał do Chestera, no bo do kogo innego? Gdy godzina była już znana i byłem pewny, że Chaz nie spóźni się na przesłuchanie, przyjrzałem się jeszcze raz telefonowi, a raczej ustawionej w nim tapecie. Przedstawiała ona dwóch chłopców, na oko młodszych o 2 lata. Jeden był chudym chłopakiem ze śmiesznym zabarwionym na czerwono irokezem i kolczykami w uszach, był też ubrany w skórzaną kurtkę uśmiechał się do drugiego chłopaka tak promiennie i radośnie, że mógłby stopić każde, nawet najbardziej lodowe serce, a im bardziej się mu przyglądałem tym lepiej docierało do mnie, że ten chłopak to młodszy Chester. Gdy to zrozumiałem postanowiłem przyjrzeć się temu drugiemu myśląc, że jego też uda mi się rozpoznać, jednak myliłem się. Kogoś o tak specyficznym wyglądzie po prostu się nie zapomina. Jasne, był przystojny, ale było w nim coś niepokojącego. Miał on bladą skórę, prawie tak jasną jak mleko i włosy tak białe, że można by go było uznać za albinosa, gdyby nie jego oczy, które były ciemne jak dwa węgielki. Choć w sumie co do włosów nie jestem pewny, czy były naturalne, a co do postury to był dość umięśniony, widać to było po jego ręce zarzuconej na barki Chaza, pomimo tego, że zdjęcie było stare poczułem się lekko zazdrosny o ich zażyłość, lecz zaraz potem uświadomiłem sobie, że zabrzmiało to strasznie gejowsko i nie przejmując się tym dłużej wróciłem do rozmyślań na temat tego kim jest ten cały Jake. Choć teraz do listy pytań bez odpowiedzi doszło to kim jest chłopak ze zdjęcia i dlaczego akurat ono jest tapetą w telefonie mojego przyjaciela. Kładę głowę na oparciu i czuję że kleją mi się oczy po chwili ponownie zasypiam.

Chaz

Budzę się na kanapie w tak zwanym ,,moim pokoju prób” i widzę Mika śpiącego koło mnie… To słodkie, ale nie mam czasu się temu przyglądać, bo właśnie dostałem smsa od Brada, to właśnie jego sygnał mnie obudził. Czytam go i pierwsze co czuję to podekscytowanie.

14:48 Brad
 Hejka Chaz, mam nadzieję, że nie śpisz. Skontaktowałem się już z pozostałymi członkami Xero, a konkretnie z tym co ma przezwisko od jakiegoś ptaka, ale to teraz nie ważne. Powiedział, że na próbie masz zaśpiewać 2 piosenki. Jedna ma być mocna by sprawdzić twój scream a druga może być szybka lub wolna w bardzie popowym charakterze, jeśli chcesz może to być cover. Przesłuchanie odbędzie się w sali prób. Mike wie gdzie to jest i cię zaprowadzi. masz być o 16:00 żeby zdążyć rozgrzać głos. Do zobaczenia.

Jednak zaraz po tym dopadło mnie przerażenie - cover to nie problem, piosenka skończona, trzeba tylko przećwiczyć… Gorzej, że mamy trochę ponad godzinę. Przerażony szybko budzę Mike’a, który swoją drogą wygląda teraz jak uroczy kociak i każę mu się NATYCHMIAST zbierać bo nie zdążymy. Szybko biorę tekst i ćwiczę śpiewanie go, w tym samym momencie ubierając się. Niestety nie mamy czasu na śniadanie. Biegnę na górę do Mike’a, który jest już ubrany i gotowy do wyjścia, choć z jakiegoś powodu wygląda na cholernie rozbawionego.

- Z czego się śmiejesz? Nie mamy na to czasu... – pytam, choć na moich ustach również pojawia się delikatny uśmiech
- Z niczego, w końcu wychodzenie z domu w samych bokserkach jest zupełnieeee normalne - mówi i patrzy na mnie. Mój zaspany umysł nie do końca rozumie o co mu chodzi, jednak po chwili trybiki przeskakują a ja uświadamiam sobie, że nie założyłem spodni i stoję w samych bokserkach, które swoją drogą były w meduzy oraz eleganckiej - jak na mnie - koszuli i skórzanej kurtce.
- Zejdź na dół i czekaj przy drzwiach a ja pójdę znaleźć to, czego mi brakuje - szybko mówię i lekko czerwieniejąc na twarzy wybiegam z pokoju założyć te cholerne spodnie. Gdy schodzę na dół Mike rzeczywiście już na mnie czeka i pyta:
- Masz jakiś transport? Co prawda do studia nie jest jakoś specjalnie daleko, ale wolisz nie być na próbie zmachany… - delikatnie się do mnie uśmiecha, a ja mam przez parę sekund wrażenie, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Na moje szczęście udaje mi się uspokoić zanim Mike zauważył, że coś jest nie tak. Uczucie którego doświadczyłem jest podobne do tego względem Jake’a jednak jakby bardziej czyste... Mniej wyniszczające…
- Mam coś, co można nazwać samochodem -odpowiadam i prowadzę go do garażu. Wsiadamy do samochodu a Mike podaje mi adres. Po 10 min jesteśmy na miejscu, jest godzina 15:50 a ja powoli zaczynam odczuwać stres związany z całą tą sytuacją. Przystajemy na polu a ja rozgrzewam głos. Mike otwiera drzwi, przekraczam ich próg. Wtedy zmieniło się moje życie. Stało się lepsze i cieplejsze, choć jeszcze o tym nie wiedziałem.

Phoenix

Stoimy i czekamy w salonie u Mr. Hanah na drugiego chłopaka którego chciał nam przedstawić Mike. Byłem podekscytowany, bo gdy chłopak wczoraj do mnie dzwonił wydawało się, że ten drugi jest jeszcze lepszy niż nasz nowy gitarzysta Brad, no i Mike zdawał się naprawdę go lubić. Może w końcu zrozumiał, że nie ekscytuje się dziewczynami tak bardzo jak chłopakami. I nie jest tak że na siłę chcę robić z ludzi gejów, ale po nim było to widać, choć on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Miałem tu na myśli to, że miał mało dziewczyn, zawsze wolał towarzystwo zespołu pomimo tego, że podrywały go nawet początkujące modelki i jeszcze wiele innych rzeczy, których jest tak dużo, że aż nie chce mi się ich wymieniać. Do pomieszczenia wchodzi Mike, który jest jeszcze bardziej radosny niż zwykle, a za nim niższy od niego chłopak. No no Mike, niezłego przystojniaczka znalazłeś... Gdy przyjrzałem się temu Chesterowi zdałem sobie sprawę, że jest on w typie Mike’a, bo nawet gdy ten umawiał się z dziewczynami zawsze były niższymi od niego blondynkami, które były na pozór delikatne a jednak było w nich coś takiego, że nigdy nie chciałeś ich wkurzać. Och, chłopaki o czymś mówią, chyba nasz kandydat na wokalistę zaraz zacznie śpiewać. Mówi, że zacznie od coveru Rolling in the Deep Adele. Teraz jestem już na poważnie zaciekawiony, bo to trudna piosenka, szczególnie dla faceta. Chaz zamyka oczy, otwiera usta i zaczyna śpiewać.

There's a fire starting in my heart,

Reaching a fever pitch

And it's bringing me out the dark.



Finally, I can see you crystal clear

Go ahead and sell me out and I'll lay your shit bare,

See how I leave with every piece of you,

Don't underestimate the things that I will do.





There's a fire starting in my heart,

Reaching a fever pitch

And it's bringing me out the dark.



The scars of your love remind me of us,

They keep me thinking that we almost had it all.

The scars of your love, they leave me breathless,

I can't help feeling,

To co robi ten facet sprawiło, że zaniemówiłem, co jest dosyć dziwne szczególnie w moim wypadku. Ja zawsze, ZAWSZE mam coś do powiedzenia. Jeśli jeszcze refren, który jest tutaj najtrudniejszy zaśpiewa dobrze, będę wielbił jego i jego wokal. Po tym mój mózg zamilkł.

We could have had it all

(You're gonna wish you, never had met me)

Rolling in the deep,

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)

You had my heart inside of your hand,

(You're gonna wish you never had met me)

And you played it to the beat.

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)



Baby, I have no story to be told,

But I've heard one on you

And I'm gonna make your head burn,

Think of me in the depths of your despair,

Making a home down there as mine sure won't be shared,



The scars of your love remind me of us,

(You're gonna wish you never had met me)

They keep me thinking that we almost had it all.

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)



The scars of your love, they leave me breathless,

(You're gonna wish you never had met me)

I can't help feeling,

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)



We could have had it all

(You're gonna wish you never had met me)

Rolling in the deep.

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)

You had my heart inside of your hand,

(You're gonna wish you never had met me)

And you played it to the beat.

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)



We could have had it all,

Rolling in the deep,

You had my heart inside of your hands,

But you played it with a beating.



Throw your soul through every open door,

Count your blessings to find what you look for.

Turn my sorrow into treasured gold,

You'll pay me back in kind and reap just what you've sow



(You're gonna wish you never had met me)

We could have had it all,

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)

We could have had it all.

(You're gonna wish you never had met me),

It all, it all, it all.

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)



We could have had it all,

(You're gonna wish you never had met me)

Rolling in the deep.

(Tears are gonna fall, rolling in the deep

You had my heart inside of your hand

(You're gonna wish you never had met me)

And you played it to the beat.

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)

We could have had it all,

(You're gonna wish you never had met me)

Rolling in the deep

(Tears are gonna fall, rolling in the deep)

You had my heart inside of your hands,

(You're gonna wish you never had met me

But you played it,

You played it,

You played it,

You played it to the beat.


To co zaprezentował nam ten chłopak to nie był talent, to było arcydzieło. Jestem prawie pewny, że chłopaki go przyjmą, bo ja zdecydowanie jestem na tak, ale wtedy słyszę:
- No nie wiem, to prawda, ma dobry głos, ale nie nadaje się do tego co my gramy - mówi jeden z moich przyjaciół. Nie zwracam na to uwagi bo wiem, że bym go potem zabił.
- Masz rację, ale posłuchajmy tej napisanej przez niego, może chociaż jako tekściarz się nada… – dopowiada drugi. A biedny Chaz wygląda na coraz bardziej wystraszonego, więc aby go pocieszyć uśmiecham się i mówię:
- Zaśpiewałbyś tę drugą piosenkę razem z Mikiem, przy okazji dowiemy się, czy wasze głosy do siebie pasują. Bądź optymistą jak 11 Doktor – myślę, że śpiewając z Mikakim się rozluźni, w końcu wokół nich aż iskrzy. Chłopak patrzy na mnie zdziwiony, chyba jeszcze się nie przyzwyczaił, że ja zwykle wypowiadając się używam nawiązań do różnych zajebistych serii.
- Jasne, zaśpiewam z Chazem, a tak w ogóle Chaz, nie przejmuj się, on tak zawsze – mówi mój przyjaciel a twarz nowego wokalisty się rozjaśnia. Jeśli teraz ktoś spróbuje mi powiedzieć że to wcale nie wygląda jakby byli w związku to normalnie się załamię.
- No cóż, zaczynajcie - mr. Hanah wtrąca się w moje rozmyślanie widząc, że Mike przygotował już swoją gitarę i mikrofon
- Gotowy, Chaz? – Pyta go Mike, uśmiechając się uśmiechem, który jest przeznaczony tylko dla jego najlepszych przyjaciół, a Chaz rumieni się lekko i rozprostowuje plecy. Najwyraźniej wróciła mu jego odwaga.
- Tak Mike, zaczynajmy

Chaz

Jezu, Mike jest mega uroczy. Mój mózg już pogodził się z tym, że mój przyjaciel się mi podoba, więc mogę w myślach używać takich określeń, o ile nie powiem ich na głos i nie przywalę sobie mentalnie w twarz. Odpowiadam na jego pytanie, że jestem gotowy. Rzeczywiście tak jest - jego obecność i to, że będzie ze mną śpiewał uspokoiło mnie na tyle, że już nie chcę zwiać stamtąd w momencie gdy ktoś tylko na mnie patrzy. Mike prosi Brada, by zagrał nam przygrywkę a sam zaczyna klaskać w rytm dźwięków gitary. Po chwili zbliża się do mnie i delikatnie klepie mnie w ramię. To znak, że powinienem zacząć śpiewać. A ja podążam za jego wskazówkami i zaczynam.

Wake in a sweat again

Another day’s been laid to waste

In my disgrace

Stuck in my head again

Feels like I’ll never leave this place



There’s no escape

I’m my own worst enemy

Mike stoi blisko mnie, gra na drugiej gitarze. To nie powinno być możliwe bo nie jest jeszcze wystarczająco blisko mnie, ale czuję jego ciepło. Rozpoczynam refren:

I’ve given up

I’m sick of feeling

Is there nothing you can say?

Take this all away

I’m suffocating

Tell me what the fuck is wrong with me

Zdecydowanie nie jestem normalny, jestem gejem zadurzonym w przyjacielu i to nie pierwszy raz, ale DRUGI, postanawiam wykrzyczeć całą moją złość:

I don’t know what to take

Thought I was focused but I’m scared

I’m not prepared

I hyperventilate

Looking for help somehow somewhere

And no one cares

I’m my own worst enemy

Jestem zły na siebie, na świat, na Mike’a, że mnie tu zaciągnął, na jego dziewczynę i rodziców, którzy doprowadzili do tego spotkania, bo to nie ma prawa skończyć się dobrze choć byłoby miło poczuć jego usta chociaż raz…

I’ve given up

I’m sick of feeling

Is there not

Tell me what thing you can say?

Take this all away

I’m suffocating

What the fuck is wrong with me

Poddaję się myśli o jego ciepłym ciele tuż obok mnie, nie skupiam się już na pozostałych ludziach, wokół mnie jestem tylko ja i on. Och  co ze mną będzie

God!



Put me out of my misery

Put me out of my misery

Put me out of my…

Put me out of my fucking misery!



I’ve given up

I’m sick of feeling

Is there nothing you can say?

Take this all away

I’m suffocating

Tell me what the fuck is wrong with me

Kończę śpiewać i nikt się nie odzywa, wszyscy na mnie patrzą. Co jest? Zrobiłem coś nie tak?.
- Czy ja mówiłem wcześniej coś na temat tego, że on może się nie nadać to tego typu muzyki? Jeśli tak to nie miałem racji. Miał ją Mike, on jest cholernie zajebisty - Mówi jakiś chłopak, który jest chyba Koreańczykiem, a ja odczuwam niemałą ulgę.
- Stary, przyjmujemy cię bez gadania. Dzisiaj spotkamy się w klubie żeby to oblać - Mówi inny i wszyscy zbierają się do wyjścia, włącznie ze mną i Mikem z tyłu zostaje tylko gość o przezwisku Phoenix, a na odchodne słyszę tylko jak mamrota pod nosem:
- Ich relacje naprawdę przypominają te pomiędzy Johnem a Sherlockiem albo Merlinem i Arthurem - Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale w sumie nie wiem czy chcę to wiedzieć. W każdym razie szykuje się naprawdę ciekawa noc w klubie.

The END

No tenteges. Tutaj Kio, nie mam pojęcia co wam powiedzieć na temat tego rozdziału (o ile w ogóle ktoś to czyta). Wiem tyle, że w kolejnym rozdziale będzie jazda. Dlaczego? - zapytacie.  Otóż wystąpi tam spity Mike i Chester + historia o Jake’u (a raczej jej fragment) + oraz tututu pewna bardzo niemiła osoba która wszystko spieprzy (a może jednak nie)
SPOILERY OCENZUROWANE PRZEZ #NANIMO ;)

Podzielę się też paroma artami które ostatnio znalazłam-Kio






wtorek, 27 października 2015

Rozmowa One-Shot

No to tak prosto z mostu, to jest One-Shot z Johnlocka. Napisany w stylu rozmowy smsowej przez telefon. Mam nadzieję że się spodoba. Zapraszam ~ Kio.


Johnlock: "Rozmowa"


14:30

Jest sprawa. SH

14:32

Potrzebuję twojej opinii. SH

14:33

Mam dość Andersona. SH

14:35

Lestrade za chwilę mnie zaaresztuje, a w każdym razie tak powiedział. SH

14:35

Nadal jesteś na mnie zły za tamtą dziewczynę? SH

14:40

Tak Sherlocku. A ona miała imię. JW

14:41

Co z tego? Ty też nie pamiętałeś o tym, że ona nie ma psa. Co znaczy, że tak na prawdę ci na niej nie zależało. SH

14:45

Halo. John odpisz. SH

14:50

Mam problem. Lestrade się wkurzył. SH

14:50

John weź uspokój Sherlocka. Ja wiem, że jesteś na niego zły za tą dziewczynę (a raczej za to że podawał się za twojego chłopaka) ale on naprawdę nie radzi sobie bez ciebie. Przymknąłem go w areszcie  bo najpierw w roztargnieniu zdeptał ciało ofiary, a potem jeszcze przywalił Andersonowi w twarz. Lestrade

14:53

John nie zostawiaj mnie. On wsadził mnie razem z Andersonem. On zaniża resztki mojej wiary w ludzkość. SH


14:54

John.

14:55

John.

14:56

John.

14:57

John.

14:58

John.

15:00

SHERLOCK! Natychmiast przestań do mnie pisać, jestem teraz w pracy. JW

15:01

Przyjedź, rozwiążemy razem sprawę. SH


15:02

Naprawdę potrzebuję twojej pomocy. SH

15:03

Och. Wielki Pan Sherlock potrzebuję pomocy. A niby w czym? Tak, pewnie jak zwykle ja się postaram a ty znowu powiesz, że i tak jestem idiotą. JW

15:05

Nigdy nie mówiłem że jesteś idiotą. Poprawianie cię pomaga mi myśleć lepiej niż plastry nikotynowe. SH

15:07

Ale czy uważasz że to fair w stosunku do mnie że przerywasz mi randkę bo potrzebujesz NATYCHMIASTOWEJ POMOCY, a gdy przyjeżdżam okazuje się że ktoś musi ci włączyć palnik, bo ty akurat trzymasz w palcach oczy. Naprawdę myślałem, że z Sarą mi się uda. JW

15:08

Skoro tak myślałeś to czemu ją zostawiłeś i do mnie przybiegłeś nie pytając o powód? SH

15:09

Bo jesteś moim przyjacielem. JW

15:10

.............Przepraszam. SH

15:11

Że co? JW

15:12

Przepraszam. SH

15:13

TY kogoś przepraszasz? Ty MNIE przepraszasz? JW

15:14

Tak John. Przepraszam. SH

15:15

Dlaczego mnie przepraszasz? Przecież wiem że nie jest ci przykro. JW

15:16

Bo cię kocham. SH

15:20

 ........ JW

15:21

Czy coś się stało? SH

15:22

Tym mnie kochasz? I to nie żaden eksperyment? JW

15:23

Tak, kocham i nie to nie jest eksperyment (choć to dla mnie nowość). SH

15:30

Ja też cię kocham. Przyjadę do ciebie po pracy. JW

15:31

Nie jesteś już zły? SH

15:32

Nie. JW

15:33

Dzisiejszy dzień spędzimy razem. SH

15:34

O jak słodko. Kiedy ślub? MH

15:35

Mycroft wypad to prywatna rozmowa. SH

15:36

Jak nie miło. Mamusi będzie przykro. Ona chciała wnuków. MH

15:38

No to ty je załatw. SH

15:39

Ja już kogoś mam. MH

15:40

Tak. Zauważyłem ostatnio gdy go ostatnio spotkałem. Swoją drogą nie zostawiaj malinek w tak widocznych miejscach. SH

15:41

Ty też tak robisz. MH

15:42

Prawda. Ale John jest MÓJ. SH

15:43

....Zaraz o czym mowa? JW

15:44

O naszych partnerach. ( SH i MH )

15:45

WTF? Czy ja się na coś zgadzałem? I o kim mówił Mycroft? JW

15:46

Mycroft jest z Lestradem. Nie zauważyłeś. I tak zgadzałeś się. SH

15:47

Nie. Zaraz. Że co? JW

15:48

Są razem już jakieś 2 miesiące. SH

15:49

Dobra nie ważne. Nie było pytania. Nie chcę znać szczegółów. JW

15:50

Szkoda. Planuję to samo a nawet lepsze. SH

15:52

Powodzenia Braciszku. MH

15:53

Dzięki. SH

15:54

Zaraz, że co? JW

15:55

Sherlock tłumacz się. TERAZ. JW


16:00

Ja też mam potrzeby. SH


16:01

Lepiej załatw sobie na jutro zwolnienie z pracy. SH

16:02

Czekam na Baker Street 221B. SH

16:03

No dobra będę ale masz zjeść w zamian kolację. JW


16:05

Dobrze Mamo. Mam nadzieję że wiesz na co się zgodziłeś. SH

16:06

Bo ja naprawdę lubię robić malinki. SH


16:10

Chyba jednak zostanę na noc u Harry. JW

16:11

Ani mi się waż. SH


16:12

Jestem pod drzwiami. JW

16:13

Cieszę się. Nie poradziłby sobie bez ciebie. Jesteś dla mnie zbyt ważny SH (Wiadomość nie wysłana. Zostanie zapisana w roboczych)


THE END


Miało byś słodkie i nie wyszło (znowu). Ale cóż takie życie a to moje OTP więc nie zamierzam przestać pisać. Nawet jeśli w mojej klasie jest gość który popyla ze swoim gej porno i chce mnie zmusić do wrzucenia go na bloga i wrzeszczy o tym na całą szkole (RIP dla wiary w ludzkość). ~ Kio

piątek, 23 października 2015

Yaoistki w Tardis rozdział 2

*UWAGA* w poście może wystąpić bardzo dużo żartów z podtekstami jedno lub dwuznacznie seksualnymi oraz śladowe ilości orzechów i marihuanen
.
Kolejny normalny-nienormalny dzień świrów...
Tak, na pewno.
Czy cokolwiek może być normalne z taką załogą podróży w czasie i przestrzeni?
__________
Pewnego dnia usłyszeli takie jedno wielkie JEBUT. Wszyscy byli śmiertelnie przerażeni. Kasieł była jednak najgłupsza najodważniejsza i otworzyła drzwi od TARDIS. Bardzo się zdziwiła, kiedy zobaczyła post-apokaliptyczne Tokio... Jedne wielkie ruiny.
TARDIS jest bardzo kapryśna
__________
Owari no Homo?
Owari yes Homo
__________
- Ej, czy to jest to o czym myślę? - Spytała Kasieł
- Idziemy szukać homo wampirów? - Juleł odpowiedziała pytaniem na pytanie
- A idźcie, powiecie mi czy wampiry błyszczą w słońcu czy coś... - Powiedział Potworek, który jednak nie do końca wiedział o co chodzi... W sumie mimo bycia gejem nie był yaoistą, a większość osób ogląda tę serię dla paringu i postaci. Czy narrator wspominał już coś o paringu? I czy narrator łamię czwartą ścianę?
- Rozumiem, lepiej się nie znać na fandomach jeśli chce się pozostać normalnym. Nie do końca o to mi chodziło, ale w sumie to niezły pomysł... Kiedyś powyzabijamy te wszystkie Edwardy, i to bynajmniej nie te z FMA... (tego z FMA będę trzymać w szafie dla podludzi z Tumblera...)
- Albo wiesz, ja chyba zostanę i będę koksić w Sherlocka. - Stwierdziła Juleł
- No dobra, to ja spadam.
__________
Yaoistki to takie hybrydy nerdów, gejów, nieuleczalnych romantyczek i seksoholików
__________
[Mayeł, to ten pokój? Jak sądzisz?] – Kasieł zaczęła z przerażającą szybkością pisać wiadomość na telefonie
[Myślisz, że wiem wszystko? Nie wiem kurde. Spytaj się Janeł albo nie wiem…] – odpisała
[Zdam się na twoją intuicję. Tak, na pewno… ] – może to pierwszy z lewej? ,,Trochę” bała się spieprzyć… Zajebiście wielka pewność siebie to była jej główna wada… Otworzyła drzwi.
To nie były te.
Zobaczyła przerażające dziecko, które podskakiwało. Wysoka brązowowłosa dziewczynka w za dużej sukience stała w drzwiach i po prostu cały czas skakała w miejscu. Nagle z jednego pokoju wyszło kolejne dziecko. Tym razem mały chłopiec, który trzymał w jednej ręce szczotkę do kibla, a w drugiej tasak…
[MAAAAAAY TO NIE TEN POKÓJ KURWAAA] – znowu napisała do niej wiadomość
- EXTERMINATE – jakby tego wszystkiego było mało, ten dziwaczny dzieciak zaczął się wydzierać i udawać Daleka… W sumie to nie wiedziała, czy się cieszy czy nie, że jeszcze żadnego nie spotkała. Zatrzasnęła drzwi.
- Ene-due-like-srake, które to drzwi? Niech mnie poprowadzi mój szósty zmysł yaoistki… - narzekała Kasieł, jak zawsze w sarkastyczny… wróć, srakastyczny sposób – Księżycowy diademie, działaj czy coś, nie ważne… - gadanie do siebie było jej dziwnym zwyczajem. Niektórzy obgryzają paznokcie, a ona ma to… Chociaż jej również zdarza się obgryzać paznokcie.
Drzwi. Numer. Kurwa. 69. Pieprzone. Sześćdziesiąt. Dziewięć.
To muszą być te.
__________
Patrzenie przez dziurkę od klucza na grę wstępną homoseksualnych potworów jest całkowicie normalne. (w sumie to jeden jest wampirem a drugi tak jakoś półdemonem…). Przynajmniej jeśli ona to robi, bo ona może, bo ludzie tacy jak ona są tak pojebani, że im w sumie wszystko można usprawiedliwić. Oglądanie gejowskiego porno na żywo? Jasne. Trzymanie głowy w wehikule czasu? Oczywiście. Fandomy? Nie kurwa. Tego nie można usprawiedliwić. Niedojebani mózgowo zajebiści idioci.
__________
Są jednak takie rzeczy, które lepiej zachować dla siebie, a na pewno są nimi sceny erotyczne prawie popełnione przez… coś, co nie zna się nawet na rzeczywistym świecie, a co dopiero na seksie, co z tego, że ten ktoś interesuje się psychologią i powinien wiedzieć o tych rzeczach przynajmniej… coś
__________
Okay, to na pewno nie jest ich pierwszy raz… (gdyby tak było to pewnie siedziałaby grzecznie za drzwiami, czekała i fapała)
Kurwa, wbijam tam – pomyślała
Otworzyła drzwi kopnięciem
- PRZYBYŁAM Z PIEKŁA BY POŻREĆ WASZE DUSZE BO WŁASNEJ NIE MAM! – Kasieł pokazała swoje wyjątkowo ostre ząbki (oczywiście jak na człowieka… sorki Mikaś)… A potem zorientowała się, że jej genialny umysł à la Sherlock (tylko ten po alkoholu…) nie przewidział jednej rzeczy. ,,Jak jest seks, to ludzie bardzo często nie mają na sobie ubrań”, czy jakkolwiek to brzmiało… Rozmowy z ludźmi na poziomie… Na poziomie nad-inteligentnej ameby… (też was kocham, ale wszyscy jesteśmy amebami) – Spokojnie, my wiemy więcej o penisach i wszelakich orientacjach seksualnych od… W sumie to niektóre z nas tak się na tym znają, że więcej od nich wiedzą tylko seksuologowie… - uff, chyba zdążyli się ubrać.
- Czym ty jesteś? – spytał zdziwiony brunet
- Twoim najgorszym koszmarem… Mitycznym stworzeniem wysysającym dusze… Jestem yaoistką… - odpowiedziała
- Co to właściwie jest yaoistka? – Yuichiro domagał się odpowiedzi, ale lepiej, żeby się nie dowiedział…
- NIE CHCESZ WIEDZIEĆ! – krzyknęli  razem Mika i Kasieł
- A ty skąd wiesz? – zdziwiła się dziewczyna – Ferid czy Krul?
- Znasz ich? Skąd? W sumie to obydwoje… - I see what you did there… A on skąd to wie? Chorą teorię o molestowaniu seksualnym odstawiam na bok..
- Zostaniemy rodziną? – zaproponowała – w sensie, że zwariowana kompania nieśmiertelnych i trochę mniej nieśmiertelnych podróżująca po świecie, a w sumie to światach… Aha, i zero wampirów, oczywiście oprócz ciebie. Będziecie bezpieczni, ludzie już nie będą na was eksperymentować. A z nieśmiertelnością, ewentualnie cofnięciem wampiryzmu sobie jakoś poradzimy. Ja też jestem nieśmiertelna, co z tego, że żyję w sumie krócej od was…
- Jeszcze się nad tym zastanowimy, prawda, Yuu-chan? – no nie wiem, ja na jego miejscu bym uciekała jak najszybciej i jak najdalej od wąpierzy…
- Teraz albo nigdy.
- Dobra.
__________
[LUDZIE, ZIEMNIACZKI CZY KTOKOLWIEK! ŚWIĘTUJEMY! MAY, SZYKUJ SZAMPANA, WÓDKĘ, INNE ALKOCHOLE I PREZERWATYWY!]
__________
Wampiry jednak się nie błyszczą. One się czerwienią na twarzy kiedy tylko widza Yuu/myślą o nim/cokolwiek…
__________
Tymczasem
___________
- Co robisz? – spytał Izaya
- Piszę z czterdziestoma ludźmi naraz – odpowiedziała z obojętnością Juleł
- Ha, moja krew… Jestem dumny… - Informator parsknął śmiechem
- Koleś, co ci się dzieje, ja wiem, że występuje tu większe stężenie homo na metr kwadratowy niż w klubach dla gejów lub na konwentach, no ale że tobie odbija to nie wiem… Coś na pewno musiało się stać. Tylko nie wyjeżdżaj mi z Lightowym ,,wszystko poszło zgodnie z planem”, dobrze?
- Nadal jestem dumny… Znalazłem następczynię… - on ewidentnie czegoś się naćpał…
- Spieprzaj. Teraz próbuję być obiektywna, piszę...
- Dowody na istnienie Shizayi… Serio?
__________
A few moments later…
__________
- No to co, Geraltowa kompania gotowa… - rzuciła Kasieł
- Gdzie ty tu masz Geralta? Chociaż w sumie to możemy… Ale może nie teraz… - dopiero jak wykoksimy walkę na miecze, co Juleł? Chociaż w sumie to akurat my nie musimy... Magia, potwór, psychol i w sumie dwójka kolesi, którzy jednak wykoksili walkę na miecze… ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Uuuu, Wiedźmin, z tej wypowiedzi aż bije patriotyzm… - burknął Shizu-chan
- Rasizm – parsknęła Kasieł
- Sarkazm
- Srakazm
- Another dick is comming… - zaśpiewała – A może to Voldi tym razem zadecyduje, jakie głupoty teraz odpierdzielimy? – Jak w programie dla dzieci, żal… - Ja tam chcę do Amestris, ale nie wiem jak wy…
- Robimy największy na świecie zjazd Herosów? Napisz do Mayeł, Janeł i Wiśkeł…
Tu bi kontyniułd







#Nanimo